Dzisiejsze ciasteczka nie są bezglutenowe, gdyż powstały dość długo przed świętami, kiedy jeszcze nie testowałam kuchni bez glutenu. Przygotowałam je do grudniowego wydania czasopisma Vege, a że nie wszyscy moi czytelnicy muszą ograniczać gluten, postanowiłam je Wam tu zaprezentować. Dla bezglutenowców też jeszcze będą obiecane jasne ciastka, właśnie ciasto chłodzi się w lodówce i myślę, że jutro pojawią się tu na blogu. Zapraszam po przepisy, mimo przedświątecznego zabiegania dacie radę je upiec bo są bardzo szybkie.
Przepis został opublikowany w wegańskim czasopiśmie Vege
© Mariola Streim |
© Mariola Streim zdjęcie z tej serii możesz kupić tutaj |
Bez glutenu nie znaczy bez ciastek. Oprócz chleba, jednym z większych problemów w diecie bezglutenowej są ciasta i ciastka. Są wprawdzie gotowe słodycze, ale ceny ich są raczej słone, a czy w smaku są takie rewelacyjne? Przyznam, że nie wiem, bo od razu postanowiliśmy postawić na domowe wypieki. Jakoś tak już sam regał bezglutenowy mnie odstrasza. Człowiek zaraz czuje się jakiś chory, gdy przed nim stoi.
Jak się okazało ciastka nie są trudne, na pierwszy rzut poszły czekoladowe, ale są w planach jeszcze inne. Zapraszam do wypróbowania, są kruche i pyszne.
Jak się okazało ciastka nie są trudne, na pierwszy rzut poszły czekoladowe, ale są w planach jeszcze inne. Zapraszam do wypróbowania, są kruche i pyszne.
© Mariola Streim |
Zwykle zastanawiamy się co tu ugotować i wtedy przychodzą nam najdziwniejsze składniki, trudne pomysły, które skutecznie utrudniają nam gotowanie. Bo przecież to takie mozolne. Czy nie macie tak od czasu do czasu? Nawet ja, totalna fanatyczka gotowania, mam niestety czasami takie dni, że chce mi się powiedzieć – nie, dziś kuchnia zamknięta. Ale spokojne, wystarczy wtedy policzyć do dziesięciu (jak w większości kryzysowych sytuacji), wykonać kilka głębokich oddechów, wyłączyć myślenie i zajrzeć do lodówki. A tam na sto procent znajdzie się marchewka. Ziemniaki i tak każdy w domu ma, do tego można dodać jeszcze groszek i stworzyć zupełnie bez stresu, bardzo prostą i pyszną zapiekankę. Jest ona wegańska i oczywiście nie zawiera glutenu. Podpowiem Wam po cichu, że super smakuje z ketchupem. Zapraszam.
© Mariola Streim |
Czy myśleliście czasami o osobach, które muszą unikać niektórych składników spożywczych ze współczuciem? Zupełne niepotrzebnie. Każde ograniczenie stawia nam granicę i w jej ramach musimy się poruszać, ale granica nie zawsze musi być czymś złym. Dzięki temu, że jest, nie rozpraszamy się, tylko z tego małego obszaru, który mamy do dyspozycji, wyciskamy ile się da. Skupiamy się na tym, co mamy i dzięki temu odkrywamy cudowne rozwiązania, których być może wcale nie zauważylibyśmy, mając większe pole do działania. Dotyczy to nie tylko kuchni. W pracy kreatywnej również ma się zawsze jakieś ograniczenia, jeżeli nie są narzucone z góry, to określone przez twórcę. Dzięki temu cała idea staje się bardziej czytelna i jednoznaczna. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że projekt jest wtedy lepszy, jeżeli nie wrzucimy zbyt wielu pomysłów do jednego wora. Gotowanie niczym się od projektowania nie różni, pod warunkiem, że odejdziemy od powielania przepisów, a zaczniemy tworzyć własne kompozycje.
Wracając jednak do prozy życia, mój przepis nie jest nowym odkryciem, podpatrzyłam go na blogu foodmania i nieco zmodyfikowałam, a moim ograniczeniem był gluten. Efekt niesamowicie pyszny. Spróbujcie nawet, jeżeli nie jesteście weganami, ani bezglutenowcami. Deser ten w niczym nie przypomina w smaku jakiejś nudnej diety, a Ci, którzy mieli przyjemność spróbować mieli zadowolone miny :-)
Wracając jednak do prozy życia, mój przepis nie jest nowym odkryciem, podpatrzyłam go na blogu foodmania i nieco zmodyfikowałam, a moim ograniczeniem był gluten. Efekt niesamowicie pyszny. Spróbujcie nawet, jeżeli nie jesteście weganami, ani bezglutenowcami. Deser ten w niczym nie przypomina w smaku jakiejś nudnej diety, a Ci, którzy mieli przyjemność spróbować mieli zadowolone miny :-)
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim zdjęcie z tej serii możesz kupić tutaj |
Wykluczenie glutenu z jadłospisu nie jest trudne, gdyby nie chleb. Od razu pierwszego dnia, kiedy postanowiłam przeprowadzić ten eksperyment, zauważyłam, że ogarnęła mnie lekka panika na myśl o chlebie. Ale dlaczego, przecież i tak zawsze pieczemy sami, więc wystarczy tylko zamienić mąkę. Niby tak, ale nieco się tego obawiałam. Bułki wyszły ok., więc nie dało mi to spokoju, zaraz postanowiłam spróbować upiec podobny chleb. Udał się bez problemu, ale porywając się na takie przepisy musicie o kilku rzeczach wiedzieć. Taki chleb nigdy Wam nie wyrośnie taki duży i puchaty, jak z jasnej mąki pszennej. Zawsze będzie miał nieco zbitą konsystencję, podobną do razowego. Podczas przygotowywania ciasta możecie się nieco przestraszyć, bo ciasto jest nieco... rozpaćkane. Nie trzyma się razem, gdybyście próbowali ulepić z niego dużą chlebową kulę, to założę się, że nic z tego. Po prostu takie rzadkawe ciasto należy zostawić jakie jest, nic się nie przejmować, wlać do foremki i upiec. Idealnie wychodzi w automacie, ale jestem pewna, że w normalnej foremce, w piecu też się uda.
Na razie używam gotowej mąki ryżowej i gryczanej, ale przy najbliższej okazji spróbuję zmielić ryż i kaszę, bo jest to pewnie o niebo tańsze. Nie kupuję gotowej mąki bezglutenowej, kiedyś dla naszego bezglutenowego gościa chciałam upiec chleb z takiej mąki i skończyło się katastrofą. Nie dosyć, że był twardy jak kamień, to jeszcze w smaku był jak papier, albo coś podobnego, bezsmakowego. Lepiej popróbować z różnymi mąkami, tym bardziej, że w takim chlebie mamy całą gamę smaków.
Na razie używam gotowej mąki ryżowej i gryczanej, ale przy najbliższej okazji spróbuję zmielić ryż i kaszę, bo jest to pewnie o niebo tańsze. Nie kupuję gotowej mąki bezglutenowej, kiedyś dla naszego bezglutenowego gościa chciałam upiec chleb z takiej mąki i skończyło się katastrofą. Nie dosyć, że był twardy jak kamień, to jeszcze w smaku był jak papier, albo coś podobnego, bezsmakowego. Lepiej popróbować z różnymi mąkami, tym bardziej, że w takim chlebie mamy całą gamę smaków.
© Mariola Streim |
Moi drodzy, rozpoczynamy nowy cykl – 60 dni bez glutenu. Jest to eksperyment. Pomysł wywodzi się z nagłej potrzeby, gdyż moja druga połówka prawdopodobnie ma nietolerancję glutenu. Postanowiliśmy to sprawdzić, a najlepszym sposobem jest przeprowadzenie testu polegającego na rygorystycznym wyłączeniu glutenu z diety. Oczywiście można wykonać badania, ale w przypadku alergika i osoby bardzo wrażliwej, ustalenie alergenów i substancji powodujących złe samopoczucie nie jest wcale takie łatwe. Ponieważ lubię kulinarne wyzwania i ograniczenia, jestem niezmiernie podekscytowana i ciekawa jak to będzie. Bo przysięgam, że nie mam wpisów na zapas, będę improwizować i przekonam się, jak to jest, kiedy połączymy weganizm z dietą bezglutenową. Oczywiście nadal ma być smacznie, to jest sprawa najważniejsza. Jak myślicie, czy jest to proste? Zobaczymy.
Jeżeli macie ochotę, dołączcie do nas, może też okaże się, że nagle będziecie mieć o wiele więcej sił witalnych. Chętni mogą dodać banerek, na swoich blogach i podlinkować do tego wpisu.
Gluten zawierają wszystkie zboża:
pszenica, żyto, owies, jęczmień, orkisz, pszenżyto, bulgur, kuskus
Glutenu nie zawierają:
kukurydza, ryż, dziki ryż (to nasiona kwiatów), gryka, proso, amarant, mączka chleba świętojańskiego, quinoa
W daniach gotowych może być zawarty gluten, najlepiej ich unikać, a jeżeli już kupujemy, to czytajmy dokładnie listę składników.
Pamiętajcie, że w przypadku złego samopoczucia konieczna jest konsultacja z lekarzem. Możliwe, że lekarz znajdzie trop i wykryje przyczynę. Jeżeli jednak lekarz przeprowadził wiele badań i stwierdził, że nic Wam właściwie nie dolega, to wtedy możecie sami trochę poeksperymentować. Nie macie nic do stracenia. Najlepiej jest prowadzić przez jakiś czas dziennik i dokładnie zapisywać, co jecie i jak się kiedy czujecie. Potem możecie przeanalizować i zobaczyć, czy widzicie jakieś zależności.
Jeżeli macie ochotę, dołączcie do nas, może też okaże się, że nagle będziecie mieć o wiele więcej sił witalnych. Chętni mogą dodać banerek, na swoich blogach i podlinkować do tego wpisu.
Gluten zawierają wszystkie zboża:
pszenica, żyto, owies, jęczmień, orkisz, pszenżyto, bulgur, kuskus
Glutenu nie zawierają:
kukurydza, ryż, dziki ryż (to nasiona kwiatów), gryka, proso, amarant, mączka chleba świętojańskiego, quinoa
W daniach gotowych może być zawarty gluten, najlepiej ich unikać, a jeżeli już kupujemy, to czytajmy dokładnie listę składników.
Pamiętajcie, że w przypadku złego samopoczucia konieczna jest konsultacja z lekarzem. Możliwe, że lekarz znajdzie trop i wykryje przyczynę. Jeżeli jednak lekarz przeprowadził wiele badań i stwierdził, że nic Wam właściwie nie dolega, to wtedy możecie sami trochę poeksperymentować. Nie macie nic do stracenia. Najlepiej jest prowadzić przez jakiś czas dziennik i dokładnie zapisywać, co jecie i jak się kiedy czujecie. Potem możecie przeanalizować i zobaczyć, czy widzicie jakieś zależności.
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
Jest jesień, są jabłka, jest zupa. Niby to oczywiste, ale zupa jabłkowa? Spotkaliście już taką? Ja do tej pory jeszcze nie jadłam, ale moja druga połówka pojechała na szkolenie, a oprócz niezbędnej wiedzy zawodowej przywiozła pomysł na zupę. Niestety zupa nie została tam spróbowana, więc nie mamy pojęcia, czy smakowała tak, jak moja, ale właściwie nie ma to znaczenia, bo moja jest wystarczająco pyszna. I taka łatwa i szybka. I tania. I wegańska. I słodka, kwaśna, a jednocześnie ostra. Czy trzeba czegoś więcej? Spróbujcie!
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |
Nareszcie jest! Teraz już pewnie przymkniecie nieco oko na to, że ostatnio tak bardzo nie angażowałam się w blogosferze i nieco mniej komentowałam Wasze wspaniałe wyczyny kulinarne.
Kilka dni temu dotarł do mnie egzemplarz próbny i ciągle nie mogę w to uwierzyć.
W połowie listopada będzie do kupienia w formie elektronicznej i drukowanej. Dla niecierpliwych przygotowałam małe losowanie na moim drugim blogu.
W tej chwili jest to wersja niemiecka, więc może dla Was nie jest takim strasznym hitem, ale wiecie, że jak pierwsze koty za płoty, to potem już z górki, czyli w planach jest wersja polska z przepisami, których nie ma tutaj na blogu. Ci, którzy trochę znają j. niemiecki spokojnie mogą się na tę książkę skusić, bo jak wiecie, moje przepisy są łatwe i opisy krótkie.
Kilka dni temu dotarł do mnie egzemplarz próbny i ciągle nie mogę w to uwierzyć.
W połowie listopada będzie do kupienia w formie elektronicznej i drukowanej. Dla niecierpliwych przygotowałam małe losowanie na moim drugim blogu.
W tej chwili jest to wersja niemiecka, więc może dla Was nie jest takim strasznym hitem, ale wiecie, że jak pierwsze koty za płoty, to potem już z górki, czyli w planach jest wersja polska z przepisami, których nie ma tutaj na blogu. Ci, którzy trochę znają j. niemiecki spokojnie mogą się na tę książkę skusić, bo jak wiecie, moje przepisy są łatwe i opisy krótkie.
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
Na długo nie rozstałam się z bananami. Kiedy zobaczyłam pyszny i prosty deser u Kasi, nie mogłam z realizacją długo czekać. Przy okazji dokonałam pewnego odkrycia. Otóż od lat bałam się papieru ryżowego. DLACZEGO? Nie mam pojęcia, przecież to taka prościzna, nic się nie klei, nic nie trzeba kombinować, wystarczy tylko chwilkę namoczyć go w wodzie i zawijać, co się tylko chce. Już planuję warzywne paczuszki :-)
Przepis minimalnie zmieniłam, zróbcie jak wolicie, według mojej wersji albo tak jak podaje Kasia. Sos karmelowy wypróbuję innym razem, a teraz dodałam melasę buraczaną, którą Wam gorąco polecam, gdyż jest ona cennym źródłem żelaza i w dodatku pysznie smakuje.
Zapraszam Was gorąco do wypróbowania tego łatwego deseru, tylko nie róbcie zdjęć podczas smażenia, błagam Was, chyba że chcecie, aby Wasza kuchnia była tak zadymiona jak moja ;-)
Przepis minimalnie zmieniłam, zróbcie jak wolicie, według mojej wersji albo tak jak podaje Kasia. Sos karmelowy wypróbuję innym razem, a teraz dodałam melasę buraczaną, którą Wam gorąco polecam, gdyż jest ona cennym źródłem żelaza i w dodatku pysznie smakuje.
Zapraszam Was gorąco do wypróbowania tego łatwego deseru, tylko nie róbcie zdjęć podczas smażenia, błagam Was, chyba że chcecie, aby Wasza kuchnia była tak zadymiona jak moja ;-)
© Mariola Streim |
© Mariola Streim zdjęcie z tej serii możesz kupić tutaj |
© Mariola Streim |
Ciągle kombinuję z dodatkami do chleba. Odkąd nie kupuję sera, koniecznie potrzebuję alternatywę w postaci pysznych i pożywnych past. Kupne są dość drogie, pałaszujemy je na jeden raz, a skład nie zawsze jest cudowny.
Dziś miał być właściwie pasztet według Ivki, ale doszłam do wniosku, że smarowidło bardziej mi odpowiada. Zrobiłam na zapas, zapasterysowałam i teraz już mamy mały składzik. Produkty wytrawne koniecznie trzeba pasteryzować, gdyż brak w nich naturalnych substancji konserwujących i mogą już po krótkim czasie zacząć się psuć. Niestety człowiek (czyli ja) uczy się na błędach. Musielibyście widzieć moją minę, gdy po powrocie z urlopu, zastałam moją szufladę kuchenną pełną zup, które najzwyczajniej w świecie wybuchły! Tak więc, tym razem ugotowane danie zamknęłam w słoiczki i gotowałam około 20 minut, zanurzone w kąpieli wodnej, na wolniutkim ogniu. Aby słoiki nie skakały i nie potłukły się, umieściłam na dnie miękką szmatkę. Jak za babcinych czasów, mówię Wam. Teraz zamknięte są na amenus. Dżemów i innych słodkich rzeczy nie trzeba koniecznie pasteryzować, gdyż duża ilość cukru spełnia rolę konserwanta, ale wszystkie inne rzeczy koniecznie. Szczególnie produkty zawierające dużo białka, na przykład zupy z grochem lub soczewicą. Wyczytałam, że nawet godzinę należy je pasteryzować.
© Mariola Streim |
Pozostajemy w smakach bananowych. Wiem, że to trochę letnie klimaty, ale nigdy nie zaszkodzi ciepełka powspominać, tym bardziej, że temperatury mamy chwilami wyższe niż bywały latem.
Kiedyś robiłam już dżem bananowy z dodatkiem kiwi, wyszedł bardzo pyszny i pomyślałam, że pomarańcze również będą pasowały. Gorąco polecam ten przepis, bardzo szybkie wykonanie, a w smaku... nic więcej nie napiszę, spróbujcie :-)
Przepis został opublikowany w wegańskim czasopiśmie Vege
Kiedyś robiłam już dżem bananowy z dodatkiem kiwi, wyszedł bardzo pyszny i pomyślałam, że pomarańcze również będą pasowały. Gorąco polecam ten przepis, bardzo szybkie wykonanie, a w smaku... nic więcej nie napiszę, spróbujcie :-)
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
U mnie nadal trwa cykl bananowy. Głównie dlatego, że przygotowałam jakiś czas temu, kilka przepisów bananowych do aktualnego numeru czasopisma Vege i chciałam je zaprezentować również tutaj. Niedawno zamieszczone placki z bananów i batatów również pochodzą z tego cyklu. Banany to tak wszechstronne owoce, że można je kombinować dosłownie ze wszystkim, zarówno konsystencja, jak i smak wpasują się w każde danie. Ze względu na ich słodki smak, najczęściej używamy ich do deserów, ale warto trochę oddać wodze fantazji i pokombinować z daniami wytrawnymi. Dzisiejszy koktajl mógłby być wstępem do takich eksperymentów, do normalnego, słodkiego koktajlu dodałam nieco curry i powstało coś pysznego. Można też dodać szczyptę chili.
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |
Moi drodzy! Z małym poślizgiem mamy ogłoszenie wyników konkursu. Warto było trochę dłużej poczekać, ponieważ przybyło nagród! Sklep ekoj.pl ufundował (oprócz nagrody głównej) wyróżnienie. Autorka wyróżnionego przepisu otrzyma śliczną deskę do krojenia. Dodatkowo wszyscy uczestnicy otrzymają kod rabatowy 10% na zakupy w sklepie ekoj.pl.
Wszystkie przepisy są wspaniałe i cieszę się, że zostały dodane, w ten sposób linki do nich będą sobie u mnie na blogu czekały na wypróbowanie i nigdzie mi się nie zagubią. Będą one inspiracją w mojej kuchni i w kuchniach moich czytelników. Jest jednak jeden przepis, który od razu nas skusił i do końca trwania konkursu pozostał naszym faworytem.
Wyróżnienie otrzymuje Marcela, autorka bloga torta della figlia za przepis chiński makaron z tofu marynowanym. Ciekawy przepis i do tego pięknie podany.
Bardzo dziękuję wszystkim uczestnikom za udział, a załodze sklepu ekoj.pl za fantastyczne nagrody!
Wszystkich uczestników poproszę o kontakt mailowy.
© ekoj.pl |
Nagrodę główną otrzymuje Iga, autorka bloga taste me za przepis wegańskie ptasie mleczko malinowo-cytrynowe. Kreatywny przepis z małą ilością składników, od razu zawojował serca jurorów.
© taste me |
© torta della figlia |
Wszystkich uczestników poproszę o kontakt mailowy.
Patrząc na nazwy, można powiedzieć, że batat i banan są ze sobą spokrewnione. Jednak, to tylko przypadek, ale taka miła gra słów. Natomiast w smaku pasują do siebie tak idealnie, że znów muszę się uśmiechać, na myśl, że może jednak? Sami spróbujcie. Zresztą bataty zdecydowanie za mało popularne są na naszych stołach, więc zapraszam do spróbowania w takiej oto, łatwej i pysznej wersji.
Przepis został opublikowany w wegańskim czasopiśmie Vege
© Mariola Streim |
© Mariola Streim zdjęcia z tej sesji możesz kupić tutaj |
Przepis został opublikowany w wegańskim czasopiśmie Vege
Dziś przepis bez przepisu. Bo jak tu podać przepis, kiedy mamy do czynienia z jednym składnikiem. Ale za to z jakim! Wiem, że niektórzy jeszcze się do dyni nie przekonali, a szkoda, bo jeżeli zapomni się o tych słoikach dyni w occie, które zalegały kiedyś w sklepowych regałach, a których to i ja nie cierpiałam, to dynia jest po prostu hitem.
Dla początkujących polecam zakupienie dyni hokkaido, takiej małej, okrąglutkiej, intensywnie pomarańczowej. Ma ona wiele zalet, przede wszystkim nie trzeba jej obierać. Skórka po ugotowaniu lub upieczeniu jest miękka. Po drugie jej rozmiary nikogo nie przerażą, bo jest tak akurat na jeden, góra dwa obiady, a nie jak te inne wielkie okazy zaraz dla całego wojska. A poza tym smak! Próbowałam już wiele gatunków, ale ta pozostanie chyba na zawsze moim faworytem, bo tak idealnie smakuje, że najchętniej przygotowuję ją właśnie w taki bardzo prosty sposób, jak dziś. Kroję na księżyce, usuwam część z pestkami, układam na blasze bez niczego, bez oleju, bez przypraw i piekę do miękkości. Około 30 minut przy temperaturze 220°C. To wszystko. Oczywiście możecie wyczarować z takiej dyni pyszne dania, na przykład pierogi, placek, usmażyć z czerwoną papryką lub ugotować zupę, ale zachęcam do spróbowania takiej upieczonej z dowolnym sosem lub dipem.
Dla początkujących polecam zakupienie dyni hokkaido, takiej małej, okrąglutkiej, intensywnie pomarańczowej. Ma ona wiele zalet, przede wszystkim nie trzeba jej obierać. Skórka po ugotowaniu lub upieczeniu jest miękka. Po drugie jej rozmiary nikogo nie przerażą, bo jest tak akurat na jeden, góra dwa obiady, a nie jak te inne wielkie okazy zaraz dla całego wojska. A poza tym smak! Próbowałam już wiele gatunków, ale ta pozostanie chyba na zawsze moim faworytem, bo tak idealnie smakuje, że najchętniej przygotowuję ją właśnie w taki bardzo prosty sposób, jak dziś. Kroję na księżyce, usuwam część z pestkami, układam na blasze bez niczego, bez oleju, bez przypraw i piekę do miękkości. Około 30 minut przy temperaturze 220°C. To wszystko. Oczywiście możecie wyczarować z takiej dyni pyszne dania, na przykład pierogi, placek, usmażyć z czerwoną papryką lub ugotować zupę, ale zachęcam do spróbowania takiej upieczonej z dowolnym sosem lub dipem.
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |
Moi drodzy, czas ucieka, jeszcze tylko do wieczora można dodawać przepisy i wygrać bon zakupowy do sklepu ekoj.pl, zapraszam gorąco!
Tu jeszcze raz krótkie wyjaśnienie, jak to działa.
Po nakliknięciu niebieskiego przycisku we wpisie konkursowym,
pojawi się formularz InLinkz, gdzie należy wpisać linka do wpisu z Waszym przepisem, tytuł, czyli nazwę dania, oraz Wasz adres mailowy. Następnie wybrać obrazek z daniem konkursowym i potwierdzić niebieskim przyciskiem done.
Dodanie przepisu zadziała tylko, jeśli wcześniej w Waszym wpisem z przepisem, będzie zamieszczona informacja o konkursie z linkiem do wpisu konkursowego (należy skopiować z listwy w przeglądarce).
Więcej informacji znajdziecie we wpisie konkursowym, a w razie trudności, zawsze możecie do mnie napisać, chętnie pomogę :-)
Pamiętajcie o dodaniu podlinkowanego banerka konkursowego w bocznym pasku Waszego bloga, dziękuję :-)
Moi drodzy, przypominam Wam o trwającym konkursie. Jeżeli w ciągu ostatniego miesiąca przygotowaliście jakieś dania wegetariańskie lub wegańskie (w co nie wątpię), macie szansę na wygranie bonu zakupowego o wartości 100 zł, do zrealizowania w sklepie internetowym ze zdrową żywnością ekoj.pl.
Wystarczy dodać przepis pod wpisem konkursowym. Zapraszam, zostały jeszcze tylko dwa dni!
Tu jeszcze raz krótkie wyjaśnienie, jak to działa.
Po nakliknięciu niebieskiego przycisku we wpisie konkursowym,
pojawi się formularz InLinkz, gdzie należy wpisać linka do wpisu z Waszym przepisem, tytuł, czyli nazwę dania, oraz Wasz adres mailowy. Następnie wybrać obrazek z daniem konkursowym i potwierdzić niebieskim przyciskiem done.
Wystarczy dodać przepis pod wpisem konkursowym. Zapraszam, zostały jeszcze tylko dwa dni!
Tu jeszcze raz krótkie wyjaśnienie, jak to działa.
Po nakliknięciu niebieskiego przycisku we wpisie konkursowym,
pojawi się formularz InLinkz, gdzie należy wpisać linka do wpisu z Waszym przepisem, tytuł, czyli nazwę dania, oraz Wasz adres mailowy. Następnie wybrać obrazek z daniem konkursowym i potwierdzić niebieskim przyciskiem done.
Dodanie przepisu zadziała tylko, jeśli wcześniej w Waszym wpisem z przepisem, będzie zamieszczona informacja o konkursie z linkiem do wpisu konkursowego (należy skopiować z listwy w przeglądarce).
Więcej informacji znajdziecie we wpisie konkursowym, a w razie trudności, zawsze możecie do mnie napisać, chętnie pomogę :-)
Pamiętajcie o dodaniu podlinkowanego banerka konkursowego w bocznym pasku Waszego bloga, dziękuję :-)
Czy lubicie pierogi? Co za pytanie, pewnie każdy lubi je jeść, ale czy każdy lubi je robić? Do wczoraj się ich bałam. Wszelkie pierogi mnie przerażały, bo to ciasto takie zaczarowane, lepić się będzie nie tam gdzie trzeba, a to za twarde mi wyjdzie, a to za rozlazłe, a to tyle roboty... nie dam rady i już. Tak sobie myślałam. Tak więc, na tym blogu do tej pory nie ujrzeliście ani jednego pieroga, raz tylko zrobiłam takie małe, pieczone paczuszki z kapustą i to wszystko. A tu nagle, u Justinki, takie cudowne, pieczone pierogi z dynią odkryłam. Oczywiście moje chochlikowe myśli mnie dopadły, że za trudne, ale się nie dałam. Wyrabianie ciasta oddalam mojej maszynie do pieczenia chleba (bardzo polecam tę metodę), a rozgniatanie dyni widelcem przejął mój robot z nożykiem (też bardzo polecam, najwolniejsze obroty) i wspólnymi siłami daliśmy radę. Zapewniam Was – było warto. Nie są to takie typowe pierogi, bo ciasto jest drożdżowe i są pieczone, ale to, co wyszło z piekarnika, to istne niebo w gębie. Mięciutkie, leciutki i po prostu pyszne. Podobnie jak Justinka, użyłam matę silikonową i poszłam nawet dalej zakładając cienkie, gumowe rękawiczki. Dzięki temu nie musiałam ani grama mąki podsypać i nic mi się nigdzie nie przyklejało. Tak mi się to wszystko spodobało, że chyba dziś znów je upiekę :-)
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
Dziś coś do picia. Coś niecodziennego. Przynajmniej dla mnie nie jest to porównywalne z popularną herbatą miętową (której zresztą bardzo nie lubię, wtajemniczeni o tym wiedzą ;-)
Dziś będzie o herbacie z liści jeżyn. Skąd ten pomysł? Przyznam, że nie jest mój. Wpadło mi w ręce jakieś stare wydanie dodatku do czasopisma FÜR SIE, w którym pełno jest interesujących przepisów na domowe, naturalne lekarstwa. O niektórych z nich oczywiście wszyscy słyszeli, między innymi o słynnej mięcie. Niektóre są jednak dość zaskakujące i od czasu do czasu będę tutaj o tym pisać. Tym bardziej, że wiele z tych tajemniczych ziółek można spotkać na każdym kroku.
Jakie właściwości tkwią w liściach jeżyn? Herbatka z nich przygotowana działa ściągająco i przeciwzapalnie. Można stosować przy biegunce, zapaleniu jamy ustnej i bólach gardła.
W smaku jest nieco cierpka, ale po dodaniu odrobiny cukru i soku z cytryny, jest nawet niezła. Może nawet wprowadzę ją do mojej sporej kolekcji herbat ziołowych i będę od czasu do czasu pić dla urozmaicenia, beż żadnych dolegliwości.
Pamiętajmy, że domowe sposoby pomocne są w lekkich przypadkach, jeżeli nasze dolegliwości mają ostry przebieg lub trwają dłużej nić 3 dni, konieczna jest wizyta u lekarza.
Dziś będzie o herbacie z liści jeżyn. Skąd ten pomysł? Przyznam, że nie jest mój. Wpadło mi w ręce jakieś stare wydanie dodatku do czasopisma FÜR SIE, w którym pełno jest interesujących przepisów na domowe, naturalne lekarstwa. O niektórych z nich oczywiście wszyscy słyszeli, między innymi o słynnej mięcie. Niektóre są jednak dość zaskakujące i od czasu do czasu będę tutaj o tym pisać. Tym bardziej, że wiele z tych tajemniczych ziółek można spotkać na każdym kroku.
Jakie właściwości tkwią w liściach jeżyn? Herbatka z nich przygotowana działa ściągająco i przeciwzapalnie. Można stosować przy biegunce, zapaleniu jamy ustnej i bólach gardła.
W smaku jest nieco cierpka, ale po dodaniu odrobiny cukru i soku z cytryny, jest nawet niezła. Może nawet wprowadzę ją do mojej sporej kolekcji herbat ziołowych i będę od czasu do czasu pić dla urozmaicenia, beż żadnych dolegliwości.
Pamiętajmy, że domowe sposoby pomocne są w lekkich przypadkach, jeżeli nasze dolegliwości mają ostry przebieg lub trwają dłużej nić 3 dni, konieczna jest wizyta u lekarza.
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim zdjęcia z tej serii możesz kupić tutaj |