Dziś ciąg dalszy historii z rabarbarem. Wczoraj pisałam o syropie rabarbarowo-truskawkowym. Syrop jest już bezpieczny w moich słoiczkach, pora więc zająć się tym, co zostało po odcedzeniu. I tak powstały smaczne drożdżówki. Nadzienie rabarbarowo-truskawkowe jest słodkie i delikatne. Nic już nie trzeba z nim robić, można bezpośrednio umieścić na cieście. A tak swoją drogą, dlaczego nie lubiłam rabarbaru?...
Polubiłam rabarbar. Mało tego, chyba nawet już uwielbiam! Od wielu lat nie lubiłam i basta. Nawet nie próbowałam bliżej przyjrzeć się tej roślinie i miało już tak zostać. Jednak, kiedy tak widzę na Waszych blogach, jakie świetne rzeczy robicie, pomyślałam, że może jednak warto przełamać swoje stare przyzwyczajenie i trochę poeksperymentować. Okazało się, że warto było. Mój pierwszy syrop z rabarbaru...
Rozejrzałam się po pobliskich łąkach podczas niedzielnego, deszczowego spaceru i znienacka przypomniało mi się, że kiedyś, dawno temu, dostałam książkę o gotowaniu „5-kräuter-kochbuch” (5-ziół książka kucharska), a w niej znajduje się bardzo ciekawy przepis na smażone kwiaty dzikiego bzu (Sambucus, UWAGA ZDREWNIAŁE CZĘŚCI I LIŚCIE SĄ TRUJĄCE!). Pomysł idealny właśnie na teraz, kiedy kwiaty dzikiego bzu są tak pięknie...