Spotykając ludzi, spotykamy nowe doświadczenia. Z rozmowy zabieramy nie tylko słowa, ale czasami także i smaki. Tak właśnie było u mnie, kiedy odwiedziłam moją przyjaciółkę. Zna mnie. Wiedziała, jaki podarunek mnie najbardziej ucieszy. Kombinacja smaków mnie nieco zdziwiła, co mnie jeszcze bardziej ucieszyło – uwielbiam odkrywać nowe połączenia. Tego podarunkowego już oczywiście dawno nie ma. Zniknął w mgnieniu oka, a ten na zdjęciu jest już z własnej produkcji. Dżem ten jest tak prosty i tak smaczny, że zachęcam Was gorąco do zrobienia. Smakuje rewelacyjnie do wszystkiego, nie tylko jako klasyczne smarowidło do chleba. Ostatnio jedliśmy ze smażonymi kwiatami dzikiego bzu i mówię Wam – pycha!
![]() |
© Mariola Streim |
![]() |
© Mariola Streim |
Zainspirowana i zachęcona wpisem Avki o miksach warzywnych, postanowiłam wreszcie przejść od planowania i wzdychania do działania. Sama nie wiem, dlaczego tyle czasu trwało, zanim w mojej głowie zrobiło klik i teraz to już nie ma odwrotu – będzie tu miksów co nie miara. W przeciwieństwie do Avki, poszłam od razu na żywioł, jak wiecie, nie dla mnie ścisłe przepisy i odmierzanie. Przed weekendem zrobiłam całą furę warzywnych zakupów i miksowaliśmy codziennie. Bardzo nam nasze nowe odkrycie smakowało i na dodatek wymyśliliśmy dla naszych miksów ciekawe zastosowanie. O tym będzie w innym poście. Zaglądajcie więc tu, bo zanosi się warzywnie, smacznie i na dodatek tanio. O tym, że nie kosztuje to dużo, przekonał mnie program telewizyjny (możliwe, że film da się odtworzyć tylko na terenie Niemiec), który zobaczyłam zupełnie przypadkiem, mniej więcej w tym samym czasie, co wpis u Avki. Dołączcie więc do mojej nowej fascynacji miksowania czego popadnie, nie pożałujecie. Łączyć można wszystko, również warzywa z owocami, raj dla tych, którzy lubią smakowa eksperymenty.
![]() |
© Mariola Streim |
![]() |
© Mariola Streim |
Wczoraj była pasta do chleba, a dziś sam chleb w roli głównej. No nie sam, bo właśnie z tą wczorajszą pastą super smakuje. Wielokrotnie wspominałam, że już od dawna nie kupujemy chleba. Nie mamy zamiaru zajadać tych wszystkich polepszaczy i innych dziwnych składników, po których niestety często mieliśmy kłopoty z brzuchami. Już ponad 10 lat temu, jak tylko pojawiły się automaty do pieczenia chleba, sprawiliśmy sobie taki i piekliśmy. Najpierw sporadycznie, ale potem, jak nabraliśmy rutyny, to szło jak z płatka. Kiedy nam maszyna ducha wyzionęła, myślałam, że to zbyteczne kupować nową, że dam radę tak, ręcznie. Jednak jeżeli chcemy konsekwentnie samodzielnie piec chleb, będzie nam to kulą u nogi, jeżeli nie mamy automatu. Mówię z doświadczenia. Kupiliśmy więc nową maszynę i przeważnie w weekend piekę chleb, czasami dwa, po schłodzeniu kroję w kromki i zamrażam. Oczywiście najlepiej smakuje świeży, więc kto ma czas powinien piec jeden i dopiero kiedy się skończy, piec następny. My jednak, w ciągu tygodnia mamy tyle spraw na głowie, że postanowiliśmy to w ten sposób rozwiązać i mogę tylko polecić. Wyjmujemy z zamrażalnika tyle kromek, ile potrzebujemy, tostujemy w tosterze i są jak świeżo upieczone. Chleb taki smakuje genialnie, można samemu decydować o rodzaju mąki i innych dodatkach. Zdecydowanie odradzam kupowanie mieszanek do chleba, bo znów nie mamy pewności, czy nam czegoś dziwnego po cichu nie domieszano. Najlepiej kupić mąkę, dodać pozostałe składniki i gotowe.
![]() |
© Mariola Streim |
![]() |
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |
![]() |
© Mariola Streim |
![]() |
© Mariola Streim |
![]() |
© Mariola Streim |
Moja przyjaźń z groszkiem była taka sobie. Raczej nie przepadałam. Nie przeszkadzał mi szczególnie, ale gdyby nie istniał, pewnie nie zauważyłabym tego. Potem lubiłam coraz bardziej, a teraz to już jestem jego totalną fanką! Szczególnie, kiedy naczytałam się, że ma on wiele cennych witamin i przede wszystkim wegetarianie oraz weganie powinni go często spożywać. Zabrałam się więc z projekt groszek, niestety mrożony, bo tu jakoś nigdzie nie można dostać świeżego, a u mnie w ogrodzie to raczej nic porządnego nie wyrośnie, jedynie ślimaki by się ucieszyły. Niezależnie od groszku, nurtuje mnie od dawna sprawa past do chleba. Już kilka z nich mam opracowanych, ale jednak chciałabym mieć większy wybór i całkowicie zrezygnować z kupnych, ze względu na ich nie zawsze ciekawy skład. Tak więc moje dwa życzenia połączyłam w jedno i wykombinowałam przepyszną pastę, jest w prawdzie do chleba, ale najchętniej jadłabym ją samą, łyżkami, jak kiedyś taki jeden niezdrowy krem na literę n. Spróbujcie, jestem pewna, że polubicie. Jutro będzie o pysznym chlebie do tej pasty, zapraszam.
Przepis został opublikowany w wegańskim czasopiśmie Kochen ohne Knochen
Dziś już dawno obiecany wpis o tym dlaczego nie przepadam za metodą mrożenia dań. Stosuję ją, ale tylko w przypadkach, kiedy nie mam innej możliwości. Mam w zamrażarce owoce takie jak jagody, maliny i wiśnie, bo brakowałoby mi ich gdybym miała czekać do sezonu, oraz warzywa takie jak zielony groszek i bób, bo trudno je tu w Niemczech kupić w świeżej postaci. Zamrażam również chleb, bo jemy go w małych ilościach i nie podobałoby mi się gdyby spleśniał. Zamrażać można prawie wszystko i jest to bardzo praktyczne, w dodatku zachowane są prawie wszystkie witaminy. Dlaczego więc nie przemawia do mnie ta metoda? Może to co napiszę jest trochę abstrakcyjne i pomyślicie, że to jakieś czary, ale mrożonki wychładzają nasz organizm. Tak przynajmniej wynika z filozofii kuchni chińskiej. Oparta jest ona na tezie, iż nasze dania zapamiętują energię, która została im dodana lub odjęta i my spożywając to danie, spożywamy zapamiętaną energię wraz z daniem. Niby brzmi zaczarowanie, ale coś w tym jest, w końcu całe nasze otoczenie oparte jest na procesach fizycznych, a energia w naturze nie ginie tylko jest motorem dla interakcji między poszczególnymi elementami.
Według filozofii chińskiej powinniśmy dążyć od równowagi w naszym organizmie, również jeżeli chodzi o równowagę między zimnym a ciepłym. Jeżeli jesteśmy osobą drobną, bladą, której często jest zimno, to powinniśmy raczej spożywać dania rozgrzewające, najlepiej takie, które były dość długo gotowane. Wiem, jest to zupełnie sprzeczne z tym, czego uczyliśmy się przez wiele lat, że witaminy giną, że takie rozgotowane, to nic nie warte... Ale nie musimy każdej filozofii starać się przyswoić w 100 %. Wystarczy się nią zainspirować. Spowoduje to, że zmieni nam się perspektywa i może zamiast bezmyślnie sięgać po mrożonki, pomyślimy, czy mamy możliwość zorganizowania danego składnika w świeżej postaci.
Podobnie jest z napojami. Ileż to ja się nagłowiłam, co tu pić, jeżeli ograniczę spożycie czarnej herbaty. Piłam jej takie ogromne ilości, że musiałam znaleźć alternatywę. I wiecie co znalazłam? Po prostu gorącą wodę! Dodaje mi pozytywnej energii, bo jako wieczny zmarźlak muszę się rozgrzewać, nie zawiera żadnych szkodliwych substancji, nie kosztuje wiele, ma same zalety, spróbujcie! Jeżeli sama woda wydaje Wam się nijaka, może ją „oswoić“ odrobiną soku z cytryny lub kilkoma listkami melisy albo mięty.
Nasze babcie już dawno to wszystko wiedziały, kiedyś zawsze piło się gorące napoje, zarówno zimą, jak i latem. Do dziś jest tak w krajach arabskich.
Według filozofii chińskiej powinniśmy dążyć od równowagi w naszym organizmie, również jeżeli chodzi o równowagę między zimnym a ciepłym. Jeżeli jesteśmy osobą drobną, bladą, której często jest zimno, to powinniśmy raczej spożywać dania rozgrzewające, najlepiej takie, które były dość długo gotowane. Wiem, jest to zupełnie sprzeczne z tym, czego uczyliśmy się przez wiele lat, że witaminy giną, że takie rozgotowane, to nic nie warte... Ale nie musimy każdej filozofii starać się przyswoić w 100 %. Wystarczy się nią zainspirować. Spowoduje to, że zmieni nam się perspektywa i może zamiast bezmyślnie sięgać po mrożonki, pomyślimy, czy mamy możliwość zorganizowania danego składnika w świeżej postaci.
Podobnie jest z napojami. Ileż to ja się nagłowiłam, co tu pić, jeżeli ograniczę spożycie czarnej herbaty. Piłam jej takie ogromne ilości, że musiałam znaleźć alternatywę. I wiecie co znalazłam? Po prostu gorącą wodę! Dodaje mi pozytywnej energii, bo jako wieczny zmarźlak muszę się rozgrzewać, nie zawiera żadnych szkodliwych substancji, nie kosztuje wiele, ma same zalety, spróbujcie! Jeżeli sama woda wydaje Wam się nijaka, może ją „oswoić“ odrobiną soku z cytryny lub kilkoma listkami melisy albo mięty.
Nasze babcie już dawno to wszystko wiedziały, kiedyś zawsze piło się gorące napoje, zarówno zimą, jak i latem. Do dziś jest tak w krajach arabskich.
![]() |
© Mariola Streim |
![]() |
© Mariola Streim |
Placki to chyba najwspanialszy wynalazek ludzkości. Jak myślicie? Ja tam je lubię, bo można je robić dosłownie ze wszystkiego i zawsze się udają. Dziś zrobiłam je z polenty z dużą porcją czekolady. Już kiedyś robiłam podobne, ale te są jeszcze prostsze. Jeżeli szukacie przepisów bez glutenu, to koniecznie Wam polecam. Ostatnio tak czytam i czytam o tym glutenie i coś mi się wydaje, że nie zaszkodzi od czasu do czasu poszukać alternatywnych rozwiązań do mąki pszennej. Chociażby dla urozmaicenia, dla lepszego apetytu, samopoczucia, albo tak po prostu. Co za dużo to nie zdrowo, więc starajmy się od czasu do czasu zrobić sobie urlop od codziennych przyzwyczajeń.
![]() |
© Mariola Streim |