Pierwszy raz spotkałam się z musli będąc w Niemczech, na początku lat 90. No i jakie wrażenie? Hmm... no niby zdrowe i trzeba jeść codziennie rano i w ciągu dnia najlepiej bez przerwy popijać wodę mineralną, gazowaną. Brrr. No nic. Myślę sobie, może rzeczywiście, nasze herbatki to już staromodne niesamowicie i wodą trzeba je zastąpić, a musli rzeczywiscie dobry wynalazek, bo w końcu wtedy wszystko, co było zachodnie nie podlegało krytyce. Jadłam to musli dzielnie, ale tak sobie po cichu myślalam, że właściwie te płatki są trochę jak jedzonko dla konia. Takie twarde... Ale co tam twarde, zdrowe! Jeszcze jakiś czas usiłowałam się do tego przekonać, po czym stwierdziłam, że koniec, kropka, ja się do musli nie nadaję. Minęło sporo czasu, aż kiedyś, znów będąc w Niemczech odkryłam płatki owsiane, którym żadne inne nie dorównują. Od tej pory postanowiłam robić własne musli i jego era nastała u mnie już na zawsze. Teraz to już po prostu standard, jak śniadanie, to musli.
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |