Czy wiecie, ile czasu minęło od mojego ostatniego wpisu? Pierwszy raz od ponad pół roku (!) kliknęłam dziś na „nowy post“. Przerwa od blogowania dobrze mi zrobiła i myślę, że w takiej formie, jak do mojego poprzedniego wpisu, z taką regularnością i zaangażowaniem już tu nie wrócę.
Nie gonię za liczbą polubień, fanów i czytelników. Jeśli coś napiszę, sfotografuję, nagram, to tylko i wyłącznie z głębokiej ochoty. Blog dał mi bardzo wiele, pomógł mi sprecyzować moje cele zawodowe i zmienił moje nastawienie do wielu spraw. Nie tylko pomógł mi odkryć nowe smaki, zdecydować się na weganizm, rozwijać się kreatywnie, ale dodał mi również odwagi i wiary w siebie. Dzięki niemu przekonałam się, że można wziąć sprawy w swoje ręce, można wyjść do ludzi z tym, co ma się do zaoferowania, a znajdą się odbiorcy i docenią trud. Zauważyłam, że nie ma momentu, w którym jesteśmy perfekcyjni, gotowi do osiągnięcia sukcesu. Tak naprawdę, zawsze jest się jakimś etapie. Zebrane doświadczenie jest może nieco większe od początkujących blogerów, ale z drugiej strony ma się przed sobą całą masę niedoścignionych geniuszy. Ważne jest, aby zaakceptować to, co i jak się robi, podziwiać innych, uczyć się od nich, ale nie zazdrościć. Oni na to zapracowali. Zaczynali od pierwszego posta i doszli do pewnego etapu. Każdy może pójść w ich ślady i coś zbudować. Z całą pewnością warto. Blog dla większości z nas nie jest finansowo lukratywny, wkłada się w niego niesamowitą ilość pracy i jeśli od czasu do czasu wpadnie coś do portfela za wpis sponsorowany, jest to zaledwie mała kropelka, z której nie da się żyć. Są oczywiście osoby, które osiągnęły ogromny sukces, zarabiają dużo, ale też ciężko na to pracują. Nie da się porównać tego z normalną pracą, aby wiele osiągnąć i nie da się robić tego „po godzinach“. To praca non-stop. Ważniejsza jednak od pieniędzy jest motywacja. Nie znam lepszego sposobu na osiągnięcie życiowego celu niż blogowanie. Komentarze i reakcje czytelników dają nam poczucie, że jesteśmy na dobrej drodze i dodają nam skrzydeł.
Jeśli nie prowadzicie jeszcze bloga, zacznijcie najlepiej już dziś. Piszcie o Waszej pasji, o tym, co was nurtuje.
Wszystko zaczyna się od pierwszego posta :-)
P.S.
Jakie są Wasze ulubione kwiaty? Dla są to zdecydowanie piwonie, nigdy nie uświadomiłabym sobie tego, gdyby nie blog!
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
kilka świeżych truskawek
3 łyżki mąki z quinoi
3 łyżki mąki kokosowej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
200 ml mleczka kokosowego
cukier do posypania
olej do smażenia
Kwiaty należy zbierać w miejscu oddalonym od ulicy i ostrożnie umieścić je w koszyczku (nie w plastikowej torbie). Przed przygotowaniem placków poczekać aż ewentualne robaczki się z nich wyprowadzą. Nie należy ich płukać ani otrzepywać, gdyż cenny pyłek kwiatowy zawiera pyszny aromat.
Ciasto przygotować z mieszanki mąk i mleczka kokosowego. Powinno być gęste, w zależności od potrzeby można dodać nieco więcej mąki lub dolać nieco wody. Mąki można zastąpić innymi, ważne jest tylko aby ciasto miało odpowiednią gęstość.
Zanurzać kwiatostany w cieście i smażyć powoli, najlepiej na głębokim tłuszczu. Podawać z cukrem, świeżymi truskawkami i miętą.
PYCHA!