Dlaczego do placków ziemniaczanych dodaje się jajko, tego nie wiem. Kiedyś oczywiście nad tym się nie zastanawiałam, jak ma być jajko, to ma być. Tymczasem okazuje się, że jest ono zupeeeełnie zbędne. Te placki, które Wam tu prezentuję są chrupiące i pyszne, a są w nich prawie same ziemniaki. I nieco mąki. I to wszystko. Nie wierzycie? Spróbujcie! Dodam jeszcze, że nie lubię utrudniać sobie życia, a za to bardzo lubię je sobie ułatwiać, tak więc nic nie kombinuję, żadnej wody nie odsączam, ani nic z tych rzeczy. Po prostu obrane ziemniaki trę na miazgę (a raczej mój robot, na szczęście), razem z cebulą, dodaję wymieszam z mąką, osolę i natychmiast smażę. Całość zajmuje mi dosłownie parę minut. Najdłuższe z tego wszystkiego jest smażenie, ale tym też się nie przejmuję, bo mając moje placki na oku, łypię sobie w międzyczasie na blogi, więc czasu ani sekunda się nie marnuje ;-) Metody tej jednak Wam nie polecam, chyba, że na własną odpowiedzialność, bo wczoraj, moją podzielność uwagi, przypłaciłam spalonym garnkiem. No może... może da się go jeszcze uratować...
Kiedyś jadałam placki wyłącznie z cukrem i z tego co wiem, jest to taka polska klasyczna wersja.
W Niemczech podaje się je przeważnie z musem jabłkowym i muszę przyznać, że takie smakują mi najbardziej. Jeżeli jeszcze nie próbowaliście takiej kombinacji, gorąco namawiam, jest pycha.
Kiedyś jadałam placki wyłącznie z cukrem i z tego co wiem, jest to taka polska klasyczna wersja.
W Niemczech podaje się je przeważnie z musem jabłkowym i muszę przyznać, że takie smakują mi najbardziej. Jeżeli jeszcze nie próbowaliście takiej kombinacji, gorąco namawiam, jest pycha.
© Mariola Streim |