Dlaczego nie lubię mrożonek i piję wrzątek?
5/15/2014Dziś już dawno obiecany wpis o tym dlaczego nie przepadam za metodą mrożenia dań. Stosuję ją, ale tylko w przypadkach, kiedy nie mam innej możliwości. Mam w zamrażarce owoce takie jak jagody, maliny i wiśnie, bo brakowałoby mi ich gdybym miała czekać do sezonu, oraz warzywa takie jak zielony groszek i bób, bo trudno je tu w Niemczech kupić w świeżej postaci. Zamrażam również chleb, bo jemy go w małych ilościach i nie podobałoby mi się gdyby spleśniał. Zamrażać można prawie wszystko i jest to bardzo praktyczne, w dodatku zachowane są prawie wszystkie witaminy. Dlaczego więc nie przemawia do mnie ta metoda? Może to co napiszę jest trochę abstrakcyjne i pomyślicie, że to jakieś czary, ale mrożonki wychładzają nasz organizm. Tak przynajmniej wynika z filozofii kuchni chińskiej. Oparta jest ona na tezie, iż nasze dania zapamiętują energię, która została im dodana lub odjęta i my spożywając to danie, spożywamy zapamiętaną energię wraz z daniem. Niby brzmi zaczarowanie, ale coś w tym jest, w końcu całe nasze otoczenie oparte jest na procesach fizycznych, a energia w naturze nie ginie tylko jest motorem dla interakcji między poszczególnymi elementami.
Według filozofii chińskiej powinniśmy dążyć od równowagi w naszym organizmie, również jeżeli chodzi o równowagę między zimnym a ciepłym. Jeżeli jesteśmy osobą drobną, bladą, której często jest zimno, to powinniśmy raczej spożywać dania rozgrzewające, najlepiej takie, które były dość długo gotowane. Wiem, jest to zupełnie sprzeczne z tym, czego uczyliśmy się przez wiele lat, że witaminy giną, że takie rozgotowane, to nic nie warte... Ale nie musimy każdej filozofii starać się przyswoić w 100 %. Wystarczy się nią zainspirować. Spowoduje to, że zmieni nam się perspektywa i może zamiast bezmyślnie sięgać po mrożonki, pomyślimy, czy mamy możliwość zorganizowania danego składnika w świeżej postaci.
Podobnie jest z napojami. Ileż to ja się nagłowiłam, co tu pić, jeżeli ograniczę spożycie czarnej herbaty. Piłam jej takie ogromne ilości, że musiałam znaleźć alternatywę. I wiecie co znalazłam? Po prostu gorącą wodę! Dodaje mi pozytywnej energii, bo jako wieczny zmarźlak muszę się rozgrzewać, nie zawiera żadnych szkodliwych substancji, nie kosztuje wiele, ma same zalety, spróbujcie! Jeżeli sama woda wydaje Wam się nijaka, może ją „oswoić“ odrobiną soku z cytryny lub kilkoma listkami melisy albo mięty.
Nasze babcie już dawno to wszystko wiedziały, kiedyś zawsze piło się gorące napoje, zarówno zimą, jak i latem. Do dziś jest tak w krajach arabskich.
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
34 Komentarzy
Ja bardzo mało uzywam mrozonek...chleba prawie wcale nie jem, wiec z tym problemu nie ma, a wrzatek piję z ochotą. Nie potrafie pic letnich napojów...musi być albo wrzątek , albo zimne... :) Zupka letnia odpada.... po prostu nie zjem w takiej temperataurze... a nawet gdybym zjadła to się nią nie najem... w sumie nie wiem dlaczego hahha. Latem wrzątek ugasi moje pragnienie... i zdecydowanie lepiej jest wypic cos ciepłego w upalny dzien niż nastawic rozgrzany organizm na wstrząs spowodowany zderzeniem sie ciepla z zimnem...:)))
OdpowiedzUsuńTo teraz już wiem skąd masz tyle poweru ;-)
Usuń:) Zgadzam się z tym co napisałaś :) Oczywiście, że w pożywieniu jest zawarta informacja, w szczególności woda jest jej przekaźnikiem / nośnikiem, a wiadomo, jest ona składnikiem właściwie wszystkiego:) ..i w nas jest jej duuuużo:) Dawno temu, gdy dotarły do mnie wieści o doświadczeniach Masaru Emoto dotyczące właśnie wody, o tym że woda ma pamięć, moje postrzeganie wszystkiego co dzieje się wokół pożywienia biło na alarm:) ..nie raz ani nie dwa tłumaczyłam bliskim JAK obchodzić się z czymś, co mamy zamiar spożyć by było jak najbardziej wartościowe, zdrowe....a oni na mnie zawsze patrzyli jak na kosmitkę jakąś:)) hi hi:) ale ja tam lubię być kosmitką;) I taki mały przykład - mama zaglądając kiedyś do piekarnika i ujrzawszy że chleb coś słabo rośnie, skierowała do niego tak intensywne uczucia frustracji i negatywnej energii (wyrażając to gestami, a także cos tam przykrego powiedziała) że chleb zwycajnie opadł i zrobił się zakalcowaty i w sumie nie nadawał sie do zjedzenia:) Więc ja czym prędzej, aby było na bieżąco podczas tego wydarzenia właśnie, mówię do mamy czy pamięta swoje zachowanie gdy zaglądała do piekarnika, co poweidział, jak się czuła itd? I że to właśnie spowodowało to, co nastąpiło.
OdpowiedzUsuńOczywiście kpiny ze strony bliskich są na porządku dziennym;) ale ja i tak niekiedy zasadzam się z dawką informacji które jakoś przemycam do ich środowiska zastanych starych i utartych "prawd";) ...mam tylko nadzieję, że może kiedyś ktoś przejrzy na oczy no i może troszkę sobie coś uświadomi;) Jeżeli nie, to trudno, nie będe kogoś zmuszać na siłę, by zdrowo się traktował;) Każdy sam musi podjąć tą zdrową decyzję:)
Ajj, troszkę mi się rozciągnął temat;) ale dzisiaj widocznie mam taką wewnętrzną potrzebę;) i pozwoliłam sobie tutaj ją spełnić:))
I jeszcze coś, a'propos zmarzluchów;) Ja także lubię się dogrzewać:) a wczoraj dotarł do mnie piękny termofor który sprawdziłam od razu bo pogoda nie rozpieszcza ciepełkiem;) I to jest też fajna alternatywa:) Trzymałam go na wysokości czakry serca, a stamtąd juz było blisko do rozniesienia przyjemnej ciepłej energii do reszty ciała:) ..a to podziele sie jeszcze jednym bardzo skutecznym sposobem - chodzenie boso po kamieniach, tak, nawet gdy jest zimno, gdy pada deszcz;) i to najlepiej na przemian maczając w zimnej wodzie:) Wypróbowane i również działa:) Potem takie przyjemne wręcz gorące pulsacje wędrują od stóp do czubka głowy:) I jest ciepło!:) Warunek jest taki, że ..no trzeba się odważyc i ściągnąć buty:) potem juz jest z górki;) I taki 20minutowy truchcik po kamieniach przynosi niesamowite rezultaty:)
:)
Zatem zdrowego, smacznego i rozgrzewająco uśmiechniętego dnia życzę:)
:)
To bardzo ciekawe, co piszesz, o tym chodzeniu na boso i o tym maczaniu w zimnej wodzie już słyszałam, ale chyba jestem, jak Twoi bliscy, trzeba mi 50 razy mówić, żeby do mnie dotarło ;-) No i nie ukrywam, że wymagałoby to ode mnie ogromnego przełamania. A termoforek mam i stosuję :-)
UsuńPozdrawiam gorąco!
:) ..najtrudniej jest zacząć, a potem to już z górki :)
UsuńSerdeczności!:)
Dziękuję za udział w zabawie na moim blogu:) Wszystkiego dobrego!:)
UsuńJa tez się zgadzam w 100%. Jak najmniej mrożonek! I też pijam gorącą wodę bo jestem mega zmarźluchem. Chińczycy gdy się przeziębią leczą się właśnie gorącą wodą. Medycyna chińska to potęga. Spróbuję z tymi stopami bo ciekawa jestem efektu:-) Fajny post , dzięki:-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się ze mą zgadzasz, a jak już dasz radę z tymi stopami, to daj znać ;-) Pozdrawiam
UsuńJa wiem ,że mój organizm trawi prawie wszystko( nie jej mięsa i bardzo mało produktów odzwierzęcych jak masło i jajka) wspaniale ,ale jak ktoś mnie uraczy czymś z mikrofali lub mrożonym to mi to leży w żołądku dwa dni
OdpowiedzUsuńCzyli jednak najlepiej przygotowywać jedzenie na świeżo :-)
UsuńPamiętam jak rodzice czy siostra dziwnie na mnie patrzyli, gdy oni zalewali sobie wrzątkiem herbatę a ja na pytanie co piję odpowiadałam wodę/ wrzątek. Teraz jednak się przyzwyczaili, choć i ja coraz częściej sięgam po herbaty ;)
OdpowiedzUsuńHerbaty są ok, jeżeli nie przesadza się z ilością. Jeżeli da się radę, warto pić różne ziołowe, choć wiem, że nie zawsze super smakują. Herbata czarna w dużych ilościach wypłukuje ważne dla naszego organizmu minerały, więc lepiej nie za dużo. Tak więc Twoja intuicja doskonale Ci doradziła :-)
UsuńZgadzam sie z Tobą co do mrożonek, chociaż mrożę zioła np. tymianek ( całe gałązki) na zimę - zapach zachowany o dziwo. I tez mam dość herbaty, nawet zielonej, może przejdę na wodę, tylko kupię dzbanek do filtrowania, tak na wszelki wypadek ;-) a to że w krajach arabskich nie pija się napojów z lodem to święta prawda i przetestowałam picie gorącego w upał - działa jak czary :)
OdpowiedzUsuńZachęcam do picia tej wody :-)
Usuńmrożonek używam czasami a co do herbatki to bardzo lubię zieloną:))
OdpowiedzUsuńZieloną kiedyś też popijałam, ale niestety źle znoszę, szkoda ;-(
Usuńoch, ja KOCHAM gorąca wodę z połówką cytryny i świeżą melisą/miętą. piję codziennie i ostatnio nawet nie pijam herbaty...a kawy mój organizm nie toleruje, po jej wypiciu zachowuje się jak po ostrym dopingu, albo końskiej dawce red-bulla :)
OdpowiedzUsuńIdealnie, jak widać da się! A z kawą mam podobnie, też tak się czuję, jak Ty, choć smak i zapach kawy jest oczywiście wspaniały :-)
UsuńCo dziennie rano tuz po przebudzeniu, zamiast kawy, pije szklankę gorącej wody. Nie wiem właściwie dlaczego tak robię, ale już tak jakoś jest. Teraz wiem że dobrze robię. Dzięki za wpis bardzo mi się przydał :)
OdpowiedzUsuńIntuicja, jak widać jest niezawodna :-)
UsuńLubię herbatę, staram się nie szaleć z ilością, bo wiem, że w nadmiarze zbyt zdrowa nie jest. Całkiem z niej nie zrezygnuję, bo za bardzo ją lubię, ale oprócz herbaty pijam często wodę z sokiem czy kompotem. A piwnicę domowych przetworów mam pełną, bo obie z mamą uzupełniłyśmy zapasy na zimę. Taki sok z gorącą wodą jest mega pyszny. Woda z cytryną też jest ok, choć wolę z sokiem.
OdpowiedzUsuńW kwestii mrożonek sama nie wiem, mrożę mięso, by mieć na zapas. Zdarza mi się robić to też z częścią jakiegoś sosu na przykład. Muszę mieć też w zamrażaczu trochę zieleniny m.in. pietruszkę czy koperek no i koniecznie owoce jagody, maliny, śliwki.
Kompoty i soki własnej roboty to idealne rozwiązanie, tylko pazazdrościć. U mnie niestety brak pomieszczenia na przetwory i wysokie ceny owoców trochę mi to uniemożliwia, choć w małych ilościach też coś tam robię. W przyszłości muszę koniecznie ten dział nieco poszerzyć :-)
UsuńA mrożonki są w niektórych sytuacjach niezbędne, tak jak piszesz, od czasu do czasu jest ok :-)
u mnie również pije się kompoty, głównie czereśniowe :)
Usuńna kuchni pięciu przemian byłam około dwóch lat, ale tak jak piszesz w 100% trudno się dostosować do wszystkiego, mając już zdrowe dzieci gotuję w tej chwili normalnie
mimo, że mrożenie raczej mi się nie podoba, to maliny z ogródka częściowo przechowuje w ten sposób
No właśnie, wszystko z umiarem, nie ma co na siłę stosować czegoś tylko i wyłącznie dla teorii :-)
Usuńbardzo ciekawy post, dziękuję:) z przyjemnością przeczytałam!
OdpowiedzUsuńCieszę się i zapraszam częściej :-)
UsuńJa nie do końca mogę się z Tobą zgodzić Veggie. To, co piszesz ma jak najbardziej zastosowanie do osób, które z natury mają wychłodzony i zziębnięty organizm. Masz też rację, że mrożonki wychładzają organizm, ale są takie osoby, którym to jest właśnie potrzebne. Ja na przykład jestem ajurwedyjską pittą, czyli czuję się jak rozpalony węgielek przez większość swego żywota. Takie mrożonkowe wychłodzenie jest więc dla mnie odrobiną wytchnienia ;-) Może właśnie dlatego moja zamrażarka pęka w szwach i nawet wypożyczam sobie zamrażarkę maminą i pracową ;-)
OdpowiedzUsuńAleż masz absolutną rację! Powinnam o tym też napisać, chociażby wspomnieć, może uzupełnię wpis, ale wydawało mi się, że będzie to za wiele informacji na raz. Większość kobiet, które znam to zmarźlaki, które powinny się dogrzewać, ale zdarzają się też takie osoby jak Ty. Chyba my, zmarźlaki, możemy Ci pozazdrościć :-) Pozdrawiam (nie)gorąco ;-)
UsuńCiekawy temat, chociaż ja podchodzę z dystansem do chyba każdej filozofii i raczej wierze, że bycie zmarzlakiem wynika ze stanu chorobowego organizmu niż z tego co i jak jemy. A sama jestem zmarzlakiem- pewnie wynika to z malej ilości tkanki tłuszczowej i słabego krążenia. Sama ograniczyłam herbatę czarną i piję ziółka: uwielbiam koper włoski, pokrzywę czy melisę :) Muszę spróbować z wrzątkiem- idealne na polskie "lato" ;)
OdpowiedzUsuńCzęściowo masz rację, może być to wynikiem jakiegoś niedoboru i należy to sprawdzić, ale z drugiej strony niemożliwe, aby wiekowa tradycja oparta na wielu obserwacjach kompletnie się myliła. Zresztą każdy z nasz zna ten stan, kiedy zjemy gorącą zupę, robi nam się od razu cieplej, czy masz inne doświadczenia?
UsuńPoruszyłaś bardzo ciekawy temat. Co do mrożonek ja mrożę chleb (sama piekę i jem go z mamą bo tato nie chce), koperek (mroże na zimę) czy swój szpinak albo owoce. Za zimnymi napojami z lodówki nie przepadam... w lecie piję tylko lekko schłodzoną wodę (jak jest upał) a tak to pomimo iż nie jestem zmarzluchem wole ciepłe :)
OdpowiedzUsuńZnów potwierdzasz, że jednak mamy jakąś tam intuicję i wiemy, co jest dla nas dobre. Ten Twój tata mnie zastanawia, dlaczego nie je Twojego cudownego chleba? Również piekę sama, przeważnie w sobotę i zamrażam, bo wiem, że w tygodniu nie mam absolutnie czasu się tym zajmować. Spleśniałego chleba też sobie nie życzę, więc wybieram mniejsze zło i mrożę.
UsuńDzięki za wpis, bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobał, planuję napisać kolejny, dotyczący podobnej tematyki i dołączyć listę produktów, które nas rozgrzewają i drugą z produktami, które nas chłodzą, zapraszam :-)
Usuń