Niestety to tylko namiastka, ale jakże pyszna i tak prosta, że nawet ja dałam radę zrobić ją na śniadanie! Mój problem ze śniadaniami polega na tym, że jak tylko otwieram oczy, muszę coś zjeść, inaczej jestem do niczego. Kiedyś myślałam, że to kwestia nastawienia. Przez jakiś czas zaczynałam pracę o godz. 7.00 (o ludzie, jak ja dałam radę), chcąc rano zaoszczędzić czas, postanowiłam wychodzić bez śniadania i zjadać je dopiero w pracy. No i niestety, mój eksperyment nie powiódł się kompletnie. Zeszłam z mojego (wtedy) czwartego piętra, wsiadłam do samochodu i stwierdziłam, że czarno to widzę, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zrobiło mi się słabo i ciemno przed oczami, więc wgramoliłam się resztkami sił na moje czwarte piętro, zjadłam śnadanko i dopiero pojechałam do pracy. Oczywiście spóźniona. To była moja ostatnia próba. Moje śniadania muszą więc być przygotowywane w ekspersowym tempie, najczęściej jest to musli. Zapiekane banany nadają się również. Można je traktować również jako deser. Jest on podawany w chińskich restauracjach. Przynajmniej w tych, w których do tej pory bywałam. Właśnie stąd pochodzi inspiracja na dzisiejszy smakołyk. Ciasto zrobiłam według mojego uznania. Wyszło dość podobnie.
© Mariola Streim |