Wyobraźcie sobie, że kiedyś nie lubiłam grzybów. Żadnych, bez wyjątku. Było mi więc bardzo na rękę, że powszechnie uważało się, iż w grzybach nie ma żadnych substancji odżywczych. Dzięki tej opinii nie musiałam sobie nimi zawracać głowy. Tymczasem był to niewybaczalny błąd, ponieważ wcale nie jest prawdą, że grzyby nic nie wnoszą do naszego jadłospisu. Oprócz walorów smakowych, zawierają one całą gamę cennych substancji. Poza białkiem znajdziemy w nich aminokwasy, których nasz organizm nie może wytworzyć, błonnik, potas, żelazo, selen, cynk, witaminę A, witaminy z grupy B oraz bardzo ważną dla nas witaminę D. Grzybom przypisuje się nawet właściwości lecznicze*. Bardzo dużą zaletą jest też ich niska kaloryczność, tak więc, jeśli chcemy najeść się zdrowo i do syta, sięgnijmy na przykład po pieczarki.
Mam nadzieję, że Was zachęciłam, ponieważ dzisiejsze danie jest łatwe do przygotowania i bardzo smaczne. Do wypełnienia pieczarek wykorzystałam nowy produkt firmy SONKO – MULTIGRANO, mieszankę kaszy jęczmiennej pęczak, prażonej kaszy owsianej, ryżu czerwonego i siemienia lnianego. Cenne ziarenka również cechujące się bardzo dużą zawartością cennych substancji takich jak magnez, żelazo i potas znajdują się w praktycznych woreczkach. Wystarczy więc umieścić je we wrzątku i gotować około 20 minut.
Szybko, pysznie i zdrowo, u mnie to danie z pewnością będzie bywać często.
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
kilka pieczarek
1 torebka (100 g) MULTIGRANO (kasza jęczmienna pęczak, kasza owsiana prażona, ryż czerwony, siemię lniane)
1 mała cebula
1 ząbek czosnku
świeże zioła ( na przykład oregano, rozmaryn i szczypiorek)
sól
nieco oliwy z oliwek
MULTIGRANO ugotować według przepisu na opakowaniu. Pieczarki oczyścić (nie obierać i nie myć) i wykręcić nóżki. Cebulę i nóżki pieczarek pokroić w kostkę, usmażyć z oliwą na złoto i wymieszać z ziarenkami oraz z drobno posiekanym czosnkiem i ziołami. Wypełnić nadzieniem kapelusze pieczarek, umieścić je w naczyniu żaroodpornym i piec około 20 minut przy temperaturze 200 ˚C we wcześniej nagrzanym piekarniku.
* źródło informacji o wartościach odżywczych: http://www.zentrum-der-gesundheit.de/pilze.html
wis sponsorowany
Sałatka jarzynowa zwana po prostu „sałatką“, to klasyk naszej polskiej kuchni. Mi jednak kojarzyła się wiele lat z ogromną ilością pracy. Całą górę składników należało najpierw pokroić w równiutką kosteczkę, aby po długich godzinach możliwa była degustacja. nieco ułatwiła zadanie tak zwana kratka, przez którą dało się większość warzyw przecisnąć, ale i to nie przekonało mnie tak do końca. Dopiero tu w Niemczech zauważyłam, że nikt nie utrudnia sobie życia, kostki wcale nie są małe, ani równiutkie, a liczba składników nikogo nie przyprawia o ból głowy. Posiada jeden główny składnik – ziemniaki. Okazało się też, że każdy robi ją nieco inaczej. W tej chwili sałatka ziemniaczana gości u mnie bardzo często i za każdym razem dodaję do niej coś innego, w zależności od pory roku i tego, co akurat mam pod ręką. Ugotowane, zimne ziemniaki należą do ulubionych dań „dobrych“ bakterii zamieszkujących nasz przewód pokarmowy, więc jadajmy sałatki ziemniaczane jak najczęściej.
P.S. Przypominam o trwającym konkursie.
P.S. Przypominam o trwającym konkursie.
© Mariola Streim |
Najlepsze słodycze to słodycze domowe, nie ulega to wątpliwości. Nawet, jeśli przesadzimy ze zjedzoną ilością, nic strasznego się nie stanie, o ile ich skład będzie przemyślany. Zresztą pewnie nie zjemy ich za dużo, gdyż w przeciwieństwie do kupnych słodyczy, stan nasycenia
(i zadowolenia) osiągniemy dość szybko.
(i zadowolenia) osiągniemy dość szybko.
Batony z płatków, z dodatkiem cennych ziarenek, są idealne, jeśli Wasze dzieci specjalnie ich nie lubią. Gdy zrobicie batony wspólnymi siłami i dziecko będzie z nich dumne, to z pewnością nie będzie kręciło nosem.
Sama uwielbiam przygotowywać i jeść domowe słodycze, mogę dodać ulubione składniki i zabrać w teren, kiedy czeka mnie długi dzień w mieście. Głównym składnikiem moich dzisiejszych batonów są opiekane płatki jęczmienne firmy SONKO. Są one pełnoziarniste, opiekane bez tłuszczu i chrupiące. Stanowią idealną bazę i ich dodałam najwięcej. Pozostałe dodatki można dobierać według uznania, choć ja staram się zawsze przemycić to, co jest szczególnie ważne na diecie wegańskiej. Tak więc, koniecznie znalazły się tam ziarna słonecznika, sezam, dmuchany amarantus i quinoa, rodzynki oraz masło orzechowe. To wszystko to nie tylko energia, to również cenne substancje. Między innymi magnez, żelazo wapń, fosfor i cynk.
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
10 łyżek płatków jęczmiennych SONKOfit
2 łyżki ziarenek sezamu
2 łyżki dmuchanego amarantusa
2 łyżki dmuchanej quinoi
2 łyżki nasion słonecznika
2 łyżki rodzynek (można na chwilę zalać wrzątkiem, aby napęczniały i potem odcedzić)
1 łyżka roztopionego oleju kokosowego
2 łyżki syropu z agawy
2 łyżki naturalnego jogurtu roślinnego (u mnie z łubinu)
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać i wyłożyć do płaskiego, prostokątnego naczynia, wyłożonego folią spożywczą. Masę przykryć również folią spożywczą i ugnieść, aby była dość ścisła. Wstawić na kilka godzin do lodówki, po czym pokroić na małe prostokąty i podawać.
Moi drodzy, już od samego ukazania się mojej książki obiecuję Wam konkurs i oto nadeszła odpowiednia pora. Będzie on bardzo łatwy, nie trzeba będzie nic gotować, ani w żaden inny sposób nadwyrężać umysłu. Jedyny warunek, a właściwie dwa małe warunki to:
1. Należy pozostawić komentarz pod tym wpisem lub na FB i napisać krótko, dlaczego książka ma trafić właśnie do Was. Osoby anonimowe, proszone są o podpisanie się imieniem lub nickiem.
2. Umieścić poniższe zdjęcie z informacją o konkursie w bocznym pasku Waszego bloga i podlinkowanie go do tego wpisu. Jeśli nie macie bloga, proszę o wklejenie go na FB, również z linkiem.
Link do tego wpisu:
http://veggieola.blogspot.de/2016/05/konkurs-wygraj-mojaksiazke.html
http://veggieola.blogspot.de/2016/05/konkurs-wygraj-mojaksiazke.html
To wszystko! Czasu macie dużo, bo aż do 10.06 do godziny 24.00.
Wybiorę jedną osobę i 12.06 ogłoszę to tutaj na blogu, jeśli zwycięzca nie zgłosi się w ciągu 3 dni, wylosuję inną osobę.
Śledźcie więc wszystko uważnie, ponieważ nie otrzymacie ode mnie informacji o wygranej drogą mailową. Dowiecie się o tym tutaj.
Powodzenia!
Powodzenia!
Zachęcam do zakupów bezpośrednio u mnie na blogu.
Wege – tu się kroi coś pysznego
Oprawa: miękka
Liczba stron: 96
Format: 20.5 x 20.5 cm
Rok wydania: 2016
ISBN: 978-83-65170-69-9
Tytuł oryginału: Vegan – ist einfach GUT!
SKU: 9788365170699
Patroni medialni:
Weganie pewnie nawet nie mają śmiałości marzyć o takim deserze. Ten klasyk znany jest właśnie z tego, że przygotowuje się go z białek kurzego jajka, a krem koniecznie musi być ze śmietaną. Bez użycia tych dwóch podstawowych składników wydawałoby się to niemożliwe. Jednak zapewniam, że jest, a to, co Wam tu prezentuję, rozpłynie się w Waszych ustach, niczym różowa, słodka chmurka i natychmiast zapytacie o dokładkę. Od teraz jest to zdecydowanie mój ulubiony deser i nie wydaje mi się, że coś jest w stanie to zmienić. Moi wszyscy przyszli goście mogą się już na to przygotować, że w najbliższym czasie, na deser będzie zawsze to :-)
P.S.
Już niedługo zaproszę Was do konkursu, w którym będziecie mogli wygrać moją książkę, zaglądajcie tu, a najlepiej śledźcie bloga na FB, wtedy nic nie umknie Waszej uwadze :-)
© Mariola Streim zdjęcia z tej sesji możesz kupić tutaj |
© Mariola Streim |
Przepis ten znajdziecie w czerwcowym wydaniu czasopisma Vege.
Dziś chciałabym przekazać Wam nieco moich doświadczeń na temat żelaza i jego braku w organizmie. Może pozwoli to niektórym z Was przekonać się, że weganizm jest dla nas dobry, jeśli spożywamy właściwie produkty. Niedobór żelaza to bardzo kontrowersyjna sprawa i przeciwnicy weganizmu natychmiast nam go wytykają i argumentują, że jego przyczyną jest brak mięsa w jadłospisie. Ale czy mają rację? Otóż kiedyś, będąc wegetarianką miałam czasami lekko obniżony poziom żelaza, ale lekarze nie widzieli tego bardzo krytycznie, nie straszyli, tylko twierdzili, że u kobiet (nie tylko wegetarianek) to normalne, gdyż w naszym pożywieniu jest za mało tego pierwiastka i nie mamy skąd go czerpać. Przepisywali mi preparat w celu jego uzupełnienia i do widzenia. Czy mieli rację? Jak to możliwe, że będąc wegetarianką wiecznie miałam z tym problem, natomiast na diecie wegańskiej poziom żelaza jest u mnie w normie?
Odpowiedź jest prosta. Wtedy nie odżywiałam się odpowiednio. Za dużo słodyczy i innych niezdrowych produktów zjadałam każdego dnia, za mało wartościowych. Częściowo nie z mojej własnej winy, ponieważ wtedy w sklepach nie było aż takiego dużego wyboru, a i wiedza na ten temat pozostawiała wiele do życzenia.
Pewnie żyłabym do dziś z tym wiecznym niedoborem, gdyby nie przypadek. Kilka lat temu, nasz mały kuzyn urodził się z celiakią (alergią na gluten), która nie od razu została odkryta. Dopiero po dwóch męczących latach, okazało się, co tak naprawdę maluchowi dolega. Dla nas był to właściwie pierwszy kontakt z osobą z taką dolegliwością, ale dość szybko zorientowaliśmy się, że objawy są bardzo podobne do tych, na które cierpi mój mąż i które każdy lekarz kwitował wzruszeniem ramion. Wyczytaliśmy, że najlepszą metodą stwierdzenia, czy ma się alergię na gluten jest jego wykluczenie i praktyczne wypróbowanie.
Nie trzeba było nam dwa razy mówić, natychmiast opróżniliśmy największą szufladę w naszej kuchni i zapełniliśmy ją bezglutenowymi produktami. U mojego męża uciążliwe dolegliwości zniknęły już po dwóch dniach po wprowadzeniu diety, a ponieważ nie chciałam przygotowywać oddzielnych posiłków dla siebie, stałam się automatycznie bezglutenowcem, tylko tyle, że ja nie muszę aż tak rygorystycznie do tego podchodzić. W moim organizmie również nastąpiły pozytywne zmiany. Już nie martwię się, że mogę utyć, ponieważ moje (moim zdaniem) zbędne kilogramy, które mnie od lat denerwowały, zniknęły jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Najważniejsze jest jednak to, że przybyło mi energii. Teraz nareszcie wiem, o czym mówią inni weganie.
Okazało się, że moje żelazo wróciło do normy. Później wyczytałam, że duża ilość glutenu zawartej w pszenicy szkodzi nam wszystkim. Jedni odczuwają to bardziej, inni mniej, ale dla każdego są to zbyt duże ilości, z którymi nasze organizmy sobie nie radzą. Dowiedziałam się też, że właśnie gluten może być przyczyną niedoboru żelaza. Jeśli interesuje Was ten temat, polecam Wam książkę Dieta bez pszenicy, która utwierdziła mnie w moich przekonaniach. Wierzyć, czy nie wierzyć? Każdy sam może o tym zdecydować, ale kiedy nasi lekarze głusi są na nasze skargi, a my widzimy, że coś nam dobrze służy, dlaczego nie spróbować?
Samo wykluczenie, czy ograniczenie zbóż nie załatwi jednak sprawy. Kolejnym ważnym elementem zdrowego odżywiania jest świadomy wybór produktów, dostarczających nam cennych substancji. Tak więc, zorganizowałam sobie bardzo obszerną tabelę z wartościami odżywczymi i staram się wprowadzać do mojej kuchni te produkty, które pomogą mi zaspokoić moje indywidualne zapotrzebowanie. Nie jest to trudne, wystarczy wyszukać kilka produktów wyróżniających się dużą zawartością danej witaminy czy pierwiastka i potem stopniowo wprowadzać do codziennego jadłospisu.
W ten sposób, miejsce makaronów w naszym jadłospisie, w dużej części zajęła quinoa. Jest bardzo smaczna i dostarcza oprócz dużej ilość żelaza, sporo magnezu i cynku. Jeśli nie macie za dużo doświadczenia z tymi ziarenkami, nie wiecie jak ugotować i ile wody należy dodać, polecam nowy produkt firmy SONKO. Jest to qiunoa trójkolorowa w praktycznych woreczkach. Gotuje się ją tylko przez 10 minut, podobnie jak ryż.
Ugotowane ziarenka można dodawać do sałatek, do deserów lub do śniadań.
Oczywiście nie tylko quinoą człowiek żyje, generalnie należy zwracać uwagę na zdrowe produkty, ale opisany wyżej przykład pokazuje, że to nie weganizm jest szkodliwy, lecz nasze niezdrowe przyzwyczajenia.
Sezon na rabarbar trwa i korzystam z niego, kiedy tylko mam okazję i nie mogę się nadziwić, jak to możliwe, że kiedyś go nie lubiłam. Jeśli są jeszcze tacy, którzy kręcą nosem, choć nie wierzę, może przekonam ich dzisiejszym przepisem. Prawdziwa sensacja i do tego taka prościzna. Jeśli lubicie budyń, sernik i kaszę jaglaną, to polubicie ten wypiek, ponieważ jest to smakowe połączenie tych elementów. Nawet jeśli macie dwie lewe ręce w kuchni, poradzicie sobie bez problemu, wystarczy tylko ugotowaną kaszę zmiksować z pozostałymi składnikami, ułożyć na masie pokrojony rabarbar i upiec. Koniecznie spróbujcie, ja teraz piekę to cudo prawie codziennie.
© Mariola Streim zdjęcia z tej sesji możesz kupić tutaj |
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
Witajcie moi drodzy! Kilka dni temu odbył się konkurs, w którym mogliście wygrać moje książki. Wszystkim, którzy wzięli udział, bardzo dziękuję i żałuję, że nagrody mieliśmy tylko trzy, ponieważ wszystkie Wasze propozycje były rewelacyjne. Z pewnością je wypróbuję, a te, które zostały przez nas wybrane, planuję w najbliższych dniach Wam tutaj zaprezentować. Podczas analizowania podanych przez Was śniadań, zauważyłam, że wyróżnione propozycje można potraktować jako menu na cały dzień. Czyli na śniadanie przygotować „owsiankę” z soczewicy, na obiad zestaw składający się z „jajecznicy” z tofu, fasoli z pomidorami i hummusu, a na kolację gryczane naleśniki. Wszystko smaczne i bez glutenu. Cały tekst podsumowujący i wszystkie Wasze pomysły znajdziecie tutaj.
Jeśli jeszcze nie czytaliście wywiadu, to zapraszam.
Jeśli jeszcze nie czytaliście wywiadu, to zapraszam.
Pewnie czekacie z niecierpliwością na rozwiązanie konkursu, więc już podaję wyniki.
1.
Dominika Michalik (dodała propozycję na FB)
„owsianka” z czerwonej soczewicy
2.
Konrad Klepczyński (dodał propozycje na FB)
„jajecznica” z tofu
fasola z pomidorami
hummus z suszonymi pomidorami
3.
Happyalimak (dodała propozycję na blogu)
naleśniki z kaszy gryczanej
Gratuluję i proszę o kontakt mejlowy i podanie adresu do wysyłki nagrody.
Ci, którzy nie wygrali, mogą spróbować jeszcze raz, z pewnością będzie jeszcze jeden konkurs.
Ponadto przypominam, że książkę można kupić, a zamawiając ją tu u mnie na blogu, wspomagacie fundację Viva.
Ponadto przypominam, że książkę można kupić, a zamawiając ją tu u mnie na blogu, wspomagacie fundację Viva.
Tak długo trzeba na nie czekać, a potem jak już są, to chciałoby się jeść je do wszystkiego i najlepiej kilka razy dziennie. Czy również tak macie? Oczywiście mowa o krajowych truskawkach, z tym, że w moim przypadku sprawa nie jest taka prosta. Krajowe dla mnie te polskie, stare, dobre odmiany, aromatyczne i pyszne. O nich mogę oczywiście tylko pomarzyć i muszę zadowolić się tutejszymi krajowymi, czyli niemieckimi. Przez kilka lat miałam truskawkowy kryzys, wcale mi nie smakowały i moja frustracja rosła z roku na rok. Kusiły kolorem, ale na tym kończyły się ich zalety. Tym czasem, coś się zmieniło i od kilku lat, tu u mnie na wsi, można dostać całkiem pyszną odmianę w sezonowej budce. Nie rosną one tutaj bezpośrednio, bo tu oprócz leśnych poziomek pewnie żadne truskawki nie wyrosłyby na medal, ale przecież nie możemy wymagać za wiele. Tak więc przy każdej okazji, kiedy tylko odklejam się od komputera i wyruszam w jakąś małą wyprawę, zjeżdżam na parking i zaopatruję się w pokaźną ilość. A potem... wszystko jest z truskawkami. Koniecznie zachęcam Was do dodawania ich do wszelkich sałatek. Po prostu, zamiast pomidora. Wszystko inne zostaje bez zmian, czyli normalny, wytrawny sos, liście sałaty, zioła, pestki... wszystko co lubicie. Szczególnie dobrze pasuje do tego ocet balsamiczny. Założę się, że będziecie tak samo zachwyceni jak ja.
Przepis na tę sałatkę i inne truskawkowe smakołyki mojego autorstwa znajdziecie w czerwcowym wydaniu czasopisma Vege. Już teraz zdradzę Wam, że będzie tam cudowny deser, o którym marzą wszyscy weganie i nie tylko.
P.S. Zaglądajcie tu regularnie, niedługo będzie konkurs z moją książką w roli głównej. Najlepiej polubcie moją stronę na FB, tam zamieszczam wszystkie zajawki wpisów, w ten sposób nic nie przegapicie.
Poza tym, zachęcam do kupowania książki tu u mnie na blogu, ponieważ przy okazji możecie przyczynić się do poprawienia losu zwierząt.
Od każdego sprzedanego tutaj egzemplarza, 2,00 zł zostaną przekazane fundacji Viva.
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |