Czy ta ponura pogoda działa Wam na nerwy? Styczeń to chyba najgorszy miesiąc. Do końca grudnia jakoś wszyscy się trzymamy, bo to święta, potem kończy się rok, więc mamy nieco rozproszoną uwagę, ale w styczniu, to już nie da się ukryć, że bardzo tęsknimy za wiosną, a tu na razie ani widu, ani słychu. Najlepszym sposobem na takiego doła są słoneczne kolory. Dziś specjalnie wybrałam same żółte i pomarańczowe składniki, aby wydobyć z mojego smoothie tyle słońca ile tylko możliwe. Jeszcze podkręciłam kurkumą. A co tam. Idziemy na całego. Dlaczego dziś smoothie?
Wczoraj widziałam cudowny reportaż na temat zdrowego odżywiania, który całkowicie utwierdził mnie w tym, że weganie są na dobrej drodze. Za długo byłoby tu opowiadać o szczegółach, powiem tylko, że spożywanie dużej ilości warzyw i owoców, najlepiej surowych, chroni nas skutecznie przed wieloma chorobami cywilizacyjnymi, również przed rakiem. I nie jest to żadna ściema. Eksperymenty w laboratorium potwierdzają to z całą pewnością. Ogromną sensacją okazało się doświadczenie, w którym macierzyste komórki rakowe, poddawane działaniu koncentratów z owoców i warzyw zaczęły się kurczyć, aż w końcu w 100% zniknęły. Komórki macierzyste raka to te, do których najtrudniej jest się dobrać, może nie działać na nie chemoterapia i mogą powodować nawrót choroby nowotworowej. Eksperymenty na organizmach z guzami nowotworowymi potwierdziły, że spożywając duże ilości warzyw i owoców, niszczymy komórki nowotworowe.
Osobiście ostrożnie podchodzę do tezy, że jedzenie może leczyć. Słowa leczyć nie powinno się nadużywać, budzić w osobach chorych złudnych nadziei, ale jeżeli nie ufamy jeszcze leczniczym właściwościom roślin, możemy zaufać im w kwestii prewencyjnej. To, że zapobiegają chorobom jest pewne, więc korzystajmy z tego daru natury każdego dnia. Tym bardziej, że dodadzą nam pałeru!
Wczoraj widziałam cudowny reportaż na temat zdrowego odżywiania, który całkowicie utwierdził mnie w tym, że weganie są na dobrej drodze. Za długo byłoby tu opowiadać o szczegółach, powiem tylko, że spożywanie dużej ilości warzyw i owoców, najlepiej surowych, chroni nas skutecznie przed wieloma chorobami cywilizacyjnymi, również przed rakiem. I nie jest to żadna ściema. Eksperymenty w laboratorium potwierdzają to z całą pewnością. Ogromną sensacją okazało się doświadczenie, w którym macierzyste komórki rakowe, poddawane działaniu koncentratów z owoców i warzyw zaczęły się kurczyć, aż w końcu w 100% zniknęły. Komórki macierzyste raka to te, do których najtrudniej jest się dobrać, może nie działać na nie chemoterapia i mogą powodować nawrót choroby nowotworowej. Eksperymenty na organizmach z guzami nowotworowymi potwierdziły, że spożywając duże ilości warzyw i owoców, niszczymy komórki nowotworowe.
Osobiście ostrożnie podchodzę do tezy, że jedzenie może leczyć. Słowa leczyć nie powinno się nadużywać, budzić w osobach chorych złudnych nadziei, ale jeżeli nie ufamy jeszcze leczniczym właściwościom roślin, możemy zaufać im w kwestii prewencyjnej. To, że zapobiegają chorobom jest pewne, więc korzystajmy z tego daru natury każdego dnia. Tym bardziej, że dodadzą nam pałeru!
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |
Nasza akcja dobiegła końca, ale nie oznacza to zaprzestania przeze mnie publikowania przepisów bezglutenowych. Stworzyłam nawet oddzielną zakładkę w spisie treści.
Eksperyment okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. W moim samopoczuciu nie nastąpiły jakieś zmiany godne uwagi, ale to dlatego, iż nie posiadam nietolerancji i tylko częściowo ograniczyłam spożycie glutenu. Natomiast u mojej drugiej połówki zaszły drastyczne zmiany i to właściwie natychmiast. Szkoda, że wcześniej na to nie wpadliśmy, bo zaoszczędziłoby to lata migren, zmęczenia, otumanienia, problemów z jelitami i innych sensacji. Teraz to już za nami i osobom z podobnymi dolegliwościami mogę taki test gorąco polecić. Jak już wspomniałam, można zbadać się na nietolerancję, ale czytałam, że jest całe mnóstwo parametrów i jeżeli nie trafimy na odpowiednie, bo badanie może wykazać, że niby nietolerancji nie mamy, a my dalej się męczymy i szukamy igły w stogu siana.
Podczas testu okazało się, że nie jest trudno unikać glutenu, jeżeli przygotowujemy posiłki w domu. Największym wyzwaniem jest chleb, ale kiedy uda nam się zgromadzić różne mąki nie zawierające glutenu, na przykład gryczaną, ryżową, kukurydzianą, z ciecierzycy, kasztanową, sojową, ziemniaczaną, to w dość łatwy sposób możemy piec sobie chleb, który w smaku niczym nie przypomina dietetycznego. Z moich doświadczeń wynika, że najlepiej udaje się chleb jeżeli do pół kilograma mieszanki różnych mąk dodamy 370 ml wody. Do tego wystarczy dodać łyżeczkę soli, łyżeczkę cukru, łyżkę oleju i saszetkę drożdży. Mąk możemy wziąć po równo, tylko ziemniaczanej nieco mniej, na przykład 2 – 3 łyżki. Ciasto podczas robienia wygląda okropnie, jest jedną wielką pacią, ale nie należy się martwić, po upieczeniu (w foremce) chleb jest zupełnie w porządku. Jeżeli nam się nieco zapadnie, to znaczy że użyliśmy nieco za dużo wody, jeżeli będzie zbity i twardy, to wody było nieco za mało. Chleb piekę raz w tygodniu (w automacie), po ostudzeniu kroję w kromki i zamrażam.
Poranne musli również nie stanowi kłopotu, wystarczy płatki owsiane zastąpić innymi, na przykład ryżowymi.
Kolejnym wyzwaniem będzie makaron, na razie kupuję gotowy, bezglutenowy, prawie nie różni się od zwykłych makaronów, więc jest w porządku. Jedynie jego cena jest dość wysoka, ale nie musimy jeść go przecież codziennie. Częściej pojawiają się u nas ziemniaki, ryż i kasze.
Wniosek jest taki, że wcale nie jest tak trudno pozbyć się glutenu z jadłospisu, kiedy jesteśmy przyzwyczajeni do domowych posiłków, kupowania mało przetworzonej żywności i czytania składu na opakowaniach. Jeżeli natomiast na stole często goszczą gotowce, należy skrupulatnie czytać składniki, a i tak nie mamy pewności, że produkt jest całkiem bezglutenowy.
Eksperyment okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. W moim samopoczuciu nie nastąpiły jakieś zmiany godne uwagi, ale to dlatego, iż nie posiadam nietolerancji i tylko częściowo ograniczyłam spożycie glutenu. Natomiast u mojej drugiej połówki zaszły drastyczne zmiany i to właściwie natychmiast. Szkoda, że wcześniej na to nie wpadliśmy, bo zaoszczędziłoby to lata migren, zmęczenia, otumanienia, problemów z jelitami i innych sensacji. Teraz to już za nami i osobom z podobnymi dolegliwościami mogę taki test gorąco polecić. Jak już wspomniałam, można zbadać się na nietolerancję, ale czytałam, że jest całe mnóstwo parametrów i jeżeli nie trafimy na odpowiednie, bo badanie może wykazać, że niby nietolerancji nie mamy, a my dalej się męczymy i szukamy igły w stogu siana.
Podczas testu okazało się, że nie jest trudno unikać glutenu, jeżeli przygotowujemy posiłki w domu. Największym wyzwaniem jest chleb, ale kiedy uda nam się zgromadzić różne mąki nie zawierające glutenu, na przykład gryczaną, ryżową, kukurydzianą, z ciecierzycy, kasztanową, sojową, ziemniaczaną, to w dość łatwy sposób możemy piec sobie chleb, który w smaku niczym nie przypomina dietetycznego. Z moich doświadczeń wynika, że najlepiej udaje się chleb jeżeli do pół kilograma mieszanki różnych mąk dodamy 370 ml wody. Do tego wystarczy dodać łyżeczkę soli, łyżeczkę cukru, łyżkę oleju i saszetkę drożdży. Mąk możemy wziąć po równo, tylko ziemniaczanej nieco mniej, na przykład 2 – 3 łyżki. Ciasto podczas robienia wygląda okropnie, jest jedną wielką pacią, ale nie należy się martwić, po upieczeniu (w foremce) chleb jest zupełnie w porządku. Jeżeli nam się nieco zapadnie, to znaczy że użyliśmy nieco za dużo wody, jeżeli będzie zbity i twardy, to wody było nieco za mało. Chleb piekę raz w tygodniu (w automacie), po ostudzeniu kroję w kromki i zamrażam.
Poranne musli również nie stanowi kłopotu, wystarczy płatki owsiane zastąpić innymi, na przykład ryżowymi.
Kolejnym wyzwaniem będzie makaron, na razie kupuję gotowy, bezglutenowy, prawie nie różni się od zwykłych makaronów, więc jest w porządku. Jedynie jego cena jest dość wysoka, ale nie musimy jeść go przecież codziennie. Częściej pojawiają się u nas ziemniaki, ryż i kasze.
Wniosek jest taki, że wcale nie jest tak trudno pozbyć się glutenu z jadłospisu, kiedy jesteśmy przyzwyczajeni do domowych posiłków, kupowania mało przetworzonej żywności i czytania składu na opakowaniach. Jeżeli natomiast na stole często goszczą gotowce, należy skrupulatnie czytać składniki, a i tak nie mamy pewności, że produkt jest całkiem bezglutenowy.
Spaghetti i dieta bezglutenowa zdecydowanie do siebie nie pasują. Do tej pory dopiero raz udało mi się zrobić własny makaron, wtedy jeszcze z mąki pszennej. Wyobrażam sobie, że własny makaron bezglutenowy to niezłe zadanie, odkładam więc je na później i kupuję od czasu do czasu makaron bezglutenowy dla mojej drugiej połówki, a dla mnie makaron pełnoziarnisty, zdecydowanie tańszy. Cóż, jak widać zwykły makaron stał się u nas dość skomplikowany, więc nie jadamy go zbyt często, a jak już, to wtedy musi być coś wyjątkowego. Na przykład z pysznym pesto z awokado. Coś genialnego. robi się szybciutko, a efekt jest rewelacyjny, namawiam Was.
Wiele osób boi się awokado ze względu na ilość kalorii. Zupełnie niepotrzebnie, bo kaloria kalorii nierówna i nasz organizm doskonale poradzi sobie z naturalnym tłuszczem. Oprócz tłuszczu dostarczymy naszemu organizmowi wiele innych cennych składników, między innymi: likopen, potas, witaminy C, E, A, z grupy B, luteinę i zeaksantynę. Owoc ten pozytywnie wpłynie na nasze oczy, a zawarte w nim przeciwutleniacze mają działanie przeciwnowotworowe. Tak więc, korzyści przeważają, sięgajmy po nie, kiedy mamy tylko ochotę, tym bardziej, że dosłownie w kilka minut da się przygotować pyszne dania.
Przepis ten oraz przepis na pyszny krem czekoladowy z awokado ukaże się w czerwcowym wydaniu wegańskiego czasopisma Vege
Wiele osób boi się awokado ze względu na ilość kalorii. Zupełnie niepotrzebnie, bo kaloria kalorii nierówna i nasz organizm doskonale poradzi sobie z naturalnym tłuszczem. Oprócz tłuszczu dostarczymy naszemu organizmowi wiele innych cennych składników, między innymi: likopen, potas, witaminy C, E, A, z grupy B, luteinę i zeaksantynę. Owoc ten pozytywnie wpłynie na nasze oczy, a zawarte w nim przeciwutleniacze mają działanie przeciwnowotworowe. Tak więc, korzyści przeważają, sięgajmy po nie, kiedy mamy tylko ochotę, tym bardziej, że dosłownie w kilka minut da się przygotować pyszne dania.
© Mariola Streim
|
© Mariola Streim
to zdjęcie możesz kupić tutaj
|
Przepis ten oraz przepis na pyszny krem czekoladowy z awokado ukaże się w czerwcowym wydaniu wegańskiego czasopisma Vege
Uwielbiam buraczki. Wiem, że niektórzy ich nie lubią, ale ja tego zrozumieć nie mogę. Mam takie moje osobiste, ciche podejrzenie, dlaczego są osoby nie przepadające za tym pysznym warzywem. Myślę, że nie miały one okazji spróbować ich w idealnym, pysznym daniu. A może się mylę? Może jednak niektórzy tak już mają i koniec? Słodki smak buraczków wymaga bezwzględnie kontrastu, w przeciwnym razie łatwo się do nich zniechęcić. U mnie najczęściej podawane są podobnie jak dziś, bardzo prosto. Niewiele składników i jestem w siódmym niebie. Zapraszam Was do wypróbowania, tych, którzy lubią i tych, którzy nie lubią, może się przekonają :-)
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |
Moi Drodzy, powoli mijają dni wolne i wracamy do naszych codziennych obowiązków. Na szczęście powoli, dzięki temu, że przed nami jeszcze weekend. Czy łatwy jest dla Was ten powrót? Dla mnie chyba nie, choć odpoczywałam w dni wolne, mam wrażenie, że jeszcze jedna taka ich porcja przydałaby mi się, aby całkowicie zregenerować siły. Pewnie wielu z Was odczuwa jeszcze lenistwo, więc korzystajmy z tego, że nie musimy na razie rozkręcać się pełną parą. Odpoczynek jest niezwykle ważny, nie samym jedzeniem w końcu człowiek żyje.
A skoro o jedzeniu, to mam dla Was pyszny sernik z kaszy jaglanej. Oczywiście nie smakuje on całkiem identycznie jak taki klasyczny z twarogu, ale muszę powiedzieć, że jest całkiem dobry i nawet porównywalny. Upiekłam go bez przepisu, moją bazą była ugotowana według przepisu na opakowaniu kasza jaglana i dodatki takie, jakie pamiętam z czasów, kiedy piekłam klasyczne serniki.
Koniecznie spróbujcie, nawet jeżeli nie interesujecie się dietą wegańską, gdyż kasza jaglana zawiera całe mnóstwo cennych składników, którymi żaden organizm nie pogardzi. No i oczywiście jest to raj dla bezglutenowców.
Na koniec składam Wam życzenia naworoczne, aby spełniły się Wasze marzenia, aby udało się Wam zrealizować plany i mam nadzieję, że ten nadchodzący rok spędzimy znów razem, tu na blogu!
A skoro o jedzeniu, to mam dla Was pyszny sernik z kaszy jaglanej. Oczywiście nie smakuje on całkiem identycznie jak taki klasyczny z twarogu, ale muszę powiedzieć, że jest całkiem dobry i nawet porównywalny. Upiekłam go bez przepisu, moją bazą była ugotowana według przepisu na opakowaniu kasza jaglana i dodatki takie, jakie pamiętam z czasów, kiedy piekłam klasyczne serniki.
Koniecznie spróbujcie, nawet jeżeli nie interesujecie się dietą wegańską, gdyż kasza jaglana zawiera całe mnóstwo cennych składników, którymi żaden organizm nie pogardzi. No i oczywiście jest to raj dla bezglutenowców.
Na koniec składam Wam życzenia naworoczne, aby spełniły się Wasze marzenia, aby udało się Wam zrealizować plany i mam nadzieję, że ten nadchodzący rok spędzimy znów razem, tu na blogu!
© Mariola Streim |
© Mariola Streim |
Święta nareszcie już są. Tak długo do nich się przygotowywaliśmy i na nie czekaliśmy, aż w końcu nadeszły. Życzę Wam, abyście cudownie je spędzili i do zobaczenia w nowym roku.
© Mariola Streim to zdjęcie możesz kupić tutaj |
Dziś będą obiecane jasne ciasteczka bezglutenowe. Jasne z sensie, że bez czekolady, bo nie wszyscy lubią. A nawet ci, którzy czekoladowe lubią, skuszą się może na takie waniliowe?
Wszystkich zbulwersowanych informuję, że futro też jest wegańskie bo sztuczne, cudowne, mięciutkie, w sam raz na zimowe wieczory na kanapie z takim chrupiącymi ciasteczkami oraz kubkiem herbaty. No i z kotem, obowiązkowo. Czy już w Waszych domach robi się przytulnie? Już niedługo...
Wszystkich zbulwersowanych informuję, że futro też jest wegańskie bo sztuczne, cudowne, mięciutkie, w sam raz na zimowe wieczory na kanapie z takim chrupiącymi ciasteczkami oraz kubkiem herbaty. No i z kotem, obowiązkowo. Czy już w Waszych domach robi się przytulnie? Już niedługo...
© Mariola Streim |
Dzisiejsze ciasteczka nie są bezglutenowe, gdyż powstały dość długo przed świętami, kiedy jeszcze nie testowałam kuchni bez glutenu. Przygotowałam je do grudniowego wydania czasopisma Vege, a że nie wszyscy moi czytelnicy muszą ograniczać gluten, postanowiłam je Wam tu zaprezentować. Dla bezglutenowców też jeszcze będą obiecane jasne ciastka, właśnie ciasto chłodzi się w lodówce i myślę, że jutro pojawią się tu na blogu. Zapraszam po przepisy, mimo przedświątecznego zabiegania dacie radę je upiec bo są bardzo szybkie.
Przepis został opublikowany w wegańskim czasopiśmie Vege
© Mariola Streim |
© Mariola Streim zdjęcie z tej serii możesz kupić tutaj |
Bez glutenu nie znaczy bez ciastek. Oprócz chleba, jednym z większych problemów w diecie bezglutenowej są ciasta i ciastka. Są wprawdzie gotowe słodycze, ale ceny ich są raczej słone, a czy w smaku są takie rewelacyjne? Przyznam, że nie wiem, bo od razu postanowiliśmy postawić na domowe wypieki. Jakoś tak już sam regał bezglutenowy mnie odstrasza. Człowiek zaraz czuje się jakiś chory, gdy przed nim stoi.
Jak się okazało ciastka nie są trudne, na pierwszy rzut poszły czekoladowe, ale są w planach jeszcze inne. Zapraszam do wypróbowania, są kruche i pyszne.
Jak się okazało ciastka nie są trudne, na pierwszy rzut poszły czekoladowe, ale są w planach jeszcze inne. Zapraszam do wypróbowania, są kruche i pyszne.
© Mariola Streim |