W najbliższym czasie będzie tu trochę rozważania na temat mojego weganizmu. Jak pamiętacie, pisałam tutaj kilka miesięcy temu, że nie wystarczy mi wegetarianizm i postanowiłam zostać weganką. I zostałam. Ale nie taką całkowitą – jak sobie postanowiłam, tak zrobiłam – czyli rezygnuję z produktów zwierzęcych stopniowo. Tak więc od czasu do czasu zaplącze się tu jakieś jajko lub jogurt (o przyczynach innym razem).
Nie odczuwam żadnych braków, raczej odkrywam cały czas nowe możliwości i sama się sobie w niektórych sytuacjach dziwię. Na przykład, kiedy w moim koszyku zakupowym góra świeżych warzyw i o w o c ó w jest za każdym razem trochę większa. Szczególnie muszę tu owoce podkreślić, bo do niedawna jadłam je wprawdzie, ale nie z taką ogromną ochotą, jak ostatnio. Wiele rzeczy jakoś zmienia się automatycznie, wystarczyło, że zainicjowałam proces i zmieniłam nieco myślenie. Tyle jest smakołyków do odkrycia, tyle nowych dań do spróbowania. Wymyślanie nowych przepisów i eksperymentowanie sprawia mi wiele radości, ale oczywiście podglądam też tych, którzy mają już większe doświadczenie w tej dziedzinie. Niedawno na mojej półce pojawiła się nowa, cudowna książka z przepisami wegańskimi „Vegan for Fit“. Jej autorem jest Attila Hildmann.
Ciekawostką jest fakt, że nie jest on z wykształcenia kucharzem, lecz fizykiem. Stąd może jego dar przekonywania innych o pozytywnych stronach weganizmu, gdyż podchodzi do sprawy analitycznie i popiera tezy badaniami. Sam przeistoczył się z pulchnego i leniwego, w szczupłego, pełnego energii faceta. Mnie tam przekonywać nie trzeba, sama widzę, że jest super i najbardziej z całej książki interesują mnie oczywiście przepisy. Nie jeden raz się tu coś smacznego pojawi, zapraszam!
P. S.
Po słoiczek z galaretką możecie się zgłaszać jeszcze tylko do jutra (poniedziałek) do godziny 22.00, więc śpieszcie się :-)
Nie odczuwam żadnych braków, raczej odkrywam cały czas nowe możliwości i sama się sobie w niektórych sytuacjach dziwię. Na przykład, kiedy w moim koszyku zakupowym góra świeżych warzyw i o w o c ó w jest za każdym razem trochę większa. Szczególnie muszę tu owoce podkreślić, bo do niedawna jadłam je wprawdzie, ale nie z taką ogromną ochotą, jak ostatnio. Wiele rzeczy jakoś zmienia się automatycznie, wystarczyło, że zainicjowałam proces i zmieniłam nieco myślenie. Tyle jest smakołyków do odkrycia, tyle nowych dań do spróbowania. Wymyślanie nowych przepisów i eksperymentowanie sprawia mi wiele radości, ale oczywiście podglądam też tych, którzy mają już większe doświadczenie w tej dziedzinie. Niedawno na mojej półce pojawiła się nowa, cudowna książka z przepisami wegańskimi „Vegan for Fit“. Jej autorem jest Attila Hildmann.
Ciekawostką jest fakt, że nie jest on z wykształcenia kucharzem, lecz fizykiem. Stąd może jego dar przekonywania innych o pozytywnych stronach weganizmu, gdyż podchodzi do sprawy analitycznie i popiera tezy badaniami. Sam przeistoczył się z pulchnego i leniwego, w szczupłego, pełnego energii faceta. Mnie tam przekonywać nie trzeba, sama widzę, że jest super i najbardziej z całej książki interesują mnie oczywiście przepisy. Nie jeden raz się tu coś smacznego pojawi, zapraszam!
P. S.
Po słoiczek z galaretką możecie się zgłaszać jeszcze tylko do jutra (poniedziałek) do godziny 22.00, więc śpieszcie się :-)
 





























 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
