Wczorajsze wydarzenia i mój wpis wybiły mnie nieco z rytmu i z mojego beztroskiego, radosnego blogowania, ale cóż, spodziewałam się, że nie ma rzeczy bez drugiej strony medalu. Strona ta, niestety, okazała się o wiele bardziej ciemna, niż przypuszczałam. Częściowo chyba musimy z tym żyć, ale nie byłabym sobą, gdybym nie kombinowała, czy jednak nie da się jakoś temu zaradzić. Jakieś tam zajawki pomysłów mam, zobaczymy, czy uda mi się wymyślić jakąś sensowną koncepcją. Póki co, stosuję metody, o których pisałam wczoraj, mam nadzieję, że mój nowy stempelek Wam się spodobał.
Tymczasem przechodzimy do tematu właściwego (o ludzie, już piszę jak Wasza pani-nauczycielka ;-)
Co z moim weganizmem? Co to znaczy być weganką? Kiedyś przeczytałam zadanie, które utkwiło mi dość mocno w pamięci: „weganinem albo się jest, albo nie, nie da się być częściowym weganinem”.
No i masz babo placek (stąd przepis na dzisiejszy placek). Przecież ja przez dobrych kilka lat byłam częściową wegetarianką, potem byłam wegetarianką (mam nadzieję, że całkowitą), a teraz jestem częściowo weganką. I to jest fakt. Żadna moda, widzimisię, tylko najnormalniejsza w świecie potrzeba wewnętrzna. Tak więc, czy komuś się podoba, czy nie – jestem częściową weganką, a co za tym idzie spożywam bardzo mało produktów pochodzenia zwierzęcego. Mięsa i ryb nie muszę wspominać, ale od dłuższego czasu nie jadam również masła i jajek w bezpośredniej postaci. Czyli żadnej jajecznicy, jajka gotowane wyjątkowo w Wielkanoc (jednym zębem), mleko i śmietanę staram się zastępować roślinnymi. Serów moja lodówka już dawno nie miała przyjemności gościć. Masło i jajka dodaję tyko do pieczenia, do czasu, aż nieco lepiej opanuję wegańskie ciasta i zaczną mi wychodzić w miarę zjadliwe ;-)
Dlaczego jestem tylko częściową weganką, a nie całkowitą? Ponieważ dla mnie oznacza to pewien proces. Nie chodzi o jakąś dietę, którą należy wytrzymać i liczyć każdy dzień, ile dało się już radę, lecz stopniowe zastępowanie produktów pochodzenia zwierzęcego, produktami roślinnymi. Nie sztuka kupić margarynę zamiast masła i gotowe. Wiele margaryn wcale nie jest wege, mimo reklamy na opakowaniu, ponadto zawiera dziwne tłuszcze utwardzane, których nie mam zamiaru dobrowolnie spożywać. Możliwe, że nigdy nie uda mi się zostać całkowitą weganką, bo weganizm nie ogranicza się do jedzenia. To sposób traktowania zwierząt w ogóle. Co ze zwierzętami domowymi? Nasze kociaki i psiaki i tak bierzemy zawsze ze schroniska, więc niby ok, ale na przykład nosimy czasami buty ze skóry, co naprawdę nie jest fajne. Można pójść dalej tym tropem i stwierdzić, że nie tylko zwierzęta musimy chronić i szanować, ale całą otaczającą nas przyrodę i tu już moje zaangażowanie wegańskie trafia na ścianę z granitu, na którą niestety w czasach totalnego uprzemysłowienia nie mam dużego wpływu.
Nie zamierzam jednak zamartwiać się, że nie dam rady uratować świata, lecz wprowadzę weganizm w moje życie w miarę moich możliwości, tak, aby czerpać z tego przyjemność. Część przepisów na moim blogu pozostanie wegetariańskich, a w miarę możliwości będę wprowadzać nowe, wegańskie propozycje, mając nadzieję, że będzie z czasem ich przybywać. Pewnego dnia, będę może mogła powiedzieć, że jestem weganką.
Najgorzej jest zrobić coś na siłę, natychmiast. Szansa na porażkę i frustrację jest wtedy ogromna, a perspektywa sukcesu niewielka. O wiele ważniejsze jest to, aby przesunąć nieco swój styl życia i odżywiania w stronę weganizmu, a jak jest się mięsożercą, w stronę wegetarianizmu. „Moja druga połówka” nie zamierza zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego, ale stał się nieco bardziej wegetariański, czyli zajada ze smakiem moje eksperymentalne dania (uff, na szczęście), a mięso staramy się kupować w mniejszych ilościach, za to dobrej jakości.
Mierzmy więc siły na zamiary i nie dajmy się zestresować :-)
Zapraszam Was na mój pierwszy placek wegański. Czy są odważni? Kto chce kawałek? Nie widzę rąk w górze, no co z Wami jest? Jest napraaawdę pyszny ;-)
P.S. Przypominam o konkursie budyniowym, który rozpoczyna się u mnie jutro, zapraszam!
Tymczasem przechodzimy do tematu właściwego (o ludzie, już piszę jak Wasza pani-nauczycielka ;-)
Co z moim weganizmem? Co to znaczy być weganką? Kiedyś przeczytałam zadanie, które utkwiło mi dość mocno w pamięci: „weganinem albo się jest, albo nie, nie da się być częściowym weganinem”.
No i masz babo placek (stąd przepis na dzisiejszy placek). Przecież ja przez dobrych kilka lat byłam częściową wegetarianką, potem byłam wegetarianką (mam nadzieję, że całkowitą), a teraz jestem częściowo weganką. I to jest fakt. Żadna moda, widzimisię, tylko najnormalniejsza w świecie potrzeba wewnętrzna. Tak więc, czy komuś się podoba, czy nie – jestem częściową weganką, a co za tym idzie spożywam bardzo mało produktów pochodzenia zwierzęcego. Mięsa i ryb nie muszę wspominać, ale od dłuższego czasu nie jadam również masła i jajek w bezpośredniej postaci. Czyli żadnej jajecznicy, jajka gotowane wyjątkowo w Wielkanoc (jednym zębem), mleko i śmietanę staram się zastępować roślinnymi. Serów moja lodówka już dawno nie miała przyjemności gościć. Masło i jajka dodaję tyko do pieczenia, do czasu, aż nieco lepiej opanuję wegańskie ciasta i zaczną mi wychodzić w miarę zjadliwe ;-)
Dlaczego jestem tylko częściową weganką, a nie całkowitą? Ponieważ dla mnie oznacza to pewien proces. Nie chodzi o jakąś dietę, którą należy wytrzymać i liczyć każdy dzień, ile dało się już radę, lecz stopniowe zastępowanie produktów pochodzenia zwierzęcego, produktami roślinnymi. Nie sztuka kupić margarynę zamiast masła i gotowe. Wiele margaryn wcale nie jest wege, mimo reklamy na opakowaniu, ponadto zawiera dziwne tłuszcze utwardzane, których nie mam zamiaru dobrowolnie spożywać. Możliwe, że nigdy nie uda mi się zostać całkowitą weganką, bo weganizm nie ogranicza się do jedzenia. To sposób traktowania zwierząt w ogóle. Co ze zwierzętami domowymi? Nasze kociaki i psiaki i tak bierzemy zawsze ze schroniska, więc niby ok, ale na przykład nosimy czasami buty ze skóry, co naprawdę nie jest fajne. Można pójść dalej tym tropem i stwierdzić, że nie tylko zwierzęta musimy chronić i szanować, ale całą otaczającą nas przyrodę i tu już moje zaangażowanie wegańskie trafia na ścianę z granitu, na którą niestety w czasach totalnego uprzemysłowienia nie mam dużego wpływu.
Nie zamierzam jednak zamartwiać się, że nie dam rady uratować świata, lecz wprowadzę weganizm w moje życie w miarę moich możliwości, tak, aby czerpać z tego przyjemność. Część przepisów na moim blogu pozostanie wegetariańskich, a w miarę możliwości będę wprowadzać nowe, wegańskie propozycje, mając nadzieję, że będzie z czasem ich przybywać. Pewnego dnia, będę może mogła powiedzieć, że jestem weganką.
Najgorzej jest zrobić coś na siłę, natychmiast. Szansa na porażkę i frustrację jest wtedy ogromna, a perspektywa sukcesu niewielka. O wiele ważniejsze jest to, aby przesunąć nieco swój styl życia i odżywiania w stronę weganizmu, a jak jest się mięsożercą, w stronę wegetarianizmu. „Moja druga połówka” nie zamierza zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego, ale stał się nieco bardziej wegetariański, czyli zajada ze smakiem moje eksperymentalne dania (uff, na szczęście), a mięso staramy się kupować w mniejszych ilościach, za to dobrej jakości.
Mierzmy więc siły na zamiary i nie dajmy się zestresować :-)
Zapraszam Was na mój pierwszy placek wegański. Czy są odważni? Kto chce kawałek? Nie widzę rąk w górze, no co z Wami jest? Jest napraaawdę pyszny ;-)
P.S. Przypominam o konkursie budyniowym, który rozpoczyna się u mnie jutro, zapraszam!
![]() |
© Mariola Streim |
![]() |
© Mariola Streim |