Wracamy do słodkości, a właściwie kwaśności. Ciasta cytrynowe raczej nie należały dotychczas do moich ulubionych, bo zawsze wydawało mi się, że ta leciutka pianka na wierzchu jest „nie-do-zrobienia“. Tymczasem skusiłam się, zainspirowana znów przepisem znalezionym na blogu zufikowo i zapewniam Was, że warto było się przełamać. Słynna pianka wyszła bowiem perfekcyjna, wspaniała, lekka jak chmurka, „wsamrazowo kwaskowata“, delikatna... tu mogłabym pisać i pisać, ale w niczym to Wam nie pomoże. Sami musicie spróbować, żeby przekonać się, jak wspaniale to ciasto smakuje.
© Mariola Streim |