wywiad

Wywiad z Anią

5/14/2012

Witajcie! Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam, zapowiedziany kilka dni temu, bardzo ciekawy wywiad z blogerką Anią.
Ania prowadzi blog Kraina rozkoszy podniebienia... i wygrała mój mały konkurs.

© Mariola Streim



Witaj Aniu, cieszę się, że mogę gościć Cię dziś na moim blogu :-)
Pozwól, że na początek zapytam Cię o Twoje zainteresowania oprócz gotowania.

Uwielbiam podróżować, odwiedzać nowe miejsca, poznawać kulturę – również tą kulinarną – innych krajów. Gdy tylko mamy okazję, to razem z Mężem gdzieś wyjeżdżamy. A na co dzień uwielbiam jeździć na rowerze (jeśli tylko pogoda pozwala, to jeżdżę nim wszędzie, zamiast komunikacją miejską), fotografować otaczający mnie świat, oraz czytać książki podróżnicze i wszelkie kryminały.

Twoje ulubione danie?


Nie mam jednego ulubionego dania. Lubię kuchnię krajów azjatyckich i włoską. Jestem otwarta na poznawanie nowych smaków. Jednak jeśli już musiałabym wybrać coś ulubionego, to z naszych rodzimych smaków na pewno byłby to barszcz czerwony w wykonaniu mojej ukochanej Babci Heleny, a z czegoś bardziej egzotycznego, to kaczka po pekińsku.

Twoje motto?

„Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku” – Siddhartha Gautama. To motto, które towarzyszy mi każdego dnia: i w gotowaniu, i w codziennym życiu, no i oczywiście też w podróżach.

Jak powstał Twój Blog, skąd wziął się pomysł?

Zanim założyłam bloga, fotografowałam swoje potrawy i zdjęcia umieszczałam w albumach Picasa. Często przyjaciele i znajomi pytali mnie o przepis na jakąś sfotografowaną potrawę, a ja za każdym razem wklepywałam go od nowa do maila, bo jeśli już wcześniej wysyłałam komuś przepis na daną potrawę, to oczywiście zdążyłam go usunąć. Pomału zaczęła mi w głowie kiełkować myśl, żeby zebrać przepisy oraz zdjęcia, gdzieś w jednym miejscu i w razie potrzeby podsyłać tylko linka. Ale ostatecznym impulsem do założenia bloga była jedna z imprez rodzinnych, na której Ciocia mojego Męża chciała przepis na sałatkę i zapytała czy mam stronę internetową ze swoimi przepisami. Pomyślałam sobie wtedy, że chyba już najwyższy czas na założenie kulinarnego bloga.

Jakie miałaś wtedy założenia, jak sobie go wyobrażałaś i czy teraz oddaliłaś się od pierwotnego pomysłu, czy jest dokładnie tak, jak sobie to postanowiłaś?

Gdy zakładałam bloga postanowiłam sobie, że będzie to taka wirtualna kraina z moimi ulubionymi i sprawdzonymi przepisami oraz ze zdjęciami tychże potraw. Jak na razie nie oddaliłam się zbytnio od pierwotnego zamysłu i wszystko jest praktycznie tak, jak sobie postanowiłam. Jedyne co dodałam, to fotorelacje ze wspólnego gotowania z przyjaciółmi i znajomymi podczas różnych imprez. Jak na razie taka fotorelacja jest jedna – wspólne gotowanie indyjskiej kofty na urodzinach Przyjaciół – ale planuję, że będzie ich dużo więcej. 

Co jest dla Ciebie najważniejsze? Własna satysfakcja, czy może masz cele komercyjne i czy wyobrażasz sobie, że kiedyś będziesz mogła żyć z reklam? Wielu blogerów marzy o takim sukcesie, ale tylko nielicznym się to udaje. Jak to jest u Ciebie?

Zdecydowanie najważniejsza jest dla mnie satysfakcja z gotowania. Cieszą mnie komentarze, w których czytelnicy piszą, że przyrządzili jakąś potrawę i że im smakowała. Nigdy nie zakładałam, że będę żyła z reklam na blogu, co odzwierciedla się w tym, że w Krainie rozkoszy podniebienia nie ma żadnych reklam.

Czy masz jakichś pomocników?

Czasem gotujemy coś wspólnie z Mężem, ale na co dzień kuchnia jest tylko moim królestwem.

Czy Twoim bliskim podoba się, że blogujesz?

Myślę, że tak. Mąż czasem pomaga mi robić zdjęcia, rodzina dopytuje się, kiedy coś nowego pojawi się na blogu… Często słyszę od dalszej rodziny, że im się podobała jakaś potrawa. Wiem, że rozpowszechniają Krainę rozkoszy podniebienia wśród swoich znajomych.

Kto jest Twoim kulinarnym idolem?

Lubię oglądać różne programy kulinarne w roli głównej z Nigellą, Pascalem, Makowiczem, czy też innymi znanymi kucharzami, ale nie mam tego jednego jedynego na którym bym się wzorowała.

Jak to jest z tym gotowaniem i jedzeniem, czy najpierw robisz zdjęcia i jesz notorycznie zimne posiłki ;-)

Oczywiście, że najpierw robię zdjęcia, a potem dopiero jem. Zazwyczaj staram się w miarę szybko zrobić zdjęcie, żeby nie jeść zimnego posiłku, ale nie zawsze się to udaje… Wśród przyjaciół krąży opowieść, że mój Mąż Krzysiek zanim zacznie coś jeść, najpierw pyta się czy zrobiłam już zdjęcie. I muszę przyznać, że jest w tej opowieści trochę prawdy, kilka razy nawet zdarzyło mi się zabrać Krzyśkowi talerz sprzed nosa, w chwili gdy już zaczynał jeść, tylko po to żeby zrobić zdjęcie. 

Jak blogowanie wpłynęło na Twoje gotowanie, czy zmieniły się Twoje przyzwyczajenia żywieniowe?


Myślę, że blogowanie nie miało większego wpływu na to jak gotuję. Czy miałabym bloga czy nie, jedlibyśmy to samo. Lubię gdy potrawy nie tylko dobrze smakują, ale cieszą także oko, więc w kwestii wyglądu potraw na talerzu też nic się nie zmieniło. Posiadanie bloga wpłynęło jedynie na to, że w końcu odważyłam się robić torty w stylu angielskim. Do tej pory wydawało mi się, że tort perfekcyjnie obłożony masą cukrową może wykonać tylko zawodowy cukiernik, ale gdy założyłam własnego bloga, zaczęłam odwiedzać również inne blogi kulinarne i zobaczyłam, że dużo osób robi torty angielskie. Pomyślałam sobie, że może nie jest to takie trudne jak się wydaje, spróbowałam i jak na razie mam na swoim koncie cztery takie torty. Jeszcze dużo im brakuje do doskonałości, bo cały czas się uczę tej techniki zdobienia, ale jak to się mówi, pierwsze koty za płoty. I to właśnie dzięki blogowi i innym blogerom.

Czy ważniejsze jest dla Ciebie gotowanie, czy główną motywacją jest wykonanie zdjęcia, a może najbardziej lubisz pisać?


Myślę, że gotowanie i wykonywanie zdjęć jest w moim przypadku równie ważne. A pisanie jest dopiero dalej. Lubię pisać, ale nie jest to cel sam w sobie.

Na Twoim blogu jest całe mnóstwo miłych komentarzy, co jest dowodem dużej sympatii, jaką darzą Cię czytelnicy. Jak radzisz sobie z krytycznymi komentarzami, czy w ogóle Ci się takie zdarzają?


Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, bo to znaczy, że komuś podoba się to co robię. Do tej pory raczej nie spotkałam się z krytycznymi komentarzami. Raz, przy którymś daniu z owocami morza, ktoś mi napisał, że danie nie wygląda apetycznie, ale wcale się tym nie przejęłam, bo wiadomo, że owoce morza, tak jak mają swoich wielbicieli, tak i mają swoich zagorzałych przeciwników. A komentarzy, w których czytelnicy piszą mi, że coś zrobiliby inaczej, nie odbieram jako krytykę, tylko jako cenne doświadczenie, bo człowiek uczy się przecież przez całe życie.

Czy zdarza Ci się, że zaplanowane danie Ci się kompletnie nie uda? Co wtedy robisz? Może masz w zanadrzu jakąś anegotę?


Na szczęście jeszcze się nie zdarzyło, żeby mi nie wyszło jakieś danie, np. na świątecznym obiedzie czy innym spotkaniu, na które zaprosiłam dużo osób. Natomiast kilka lat temu, gdy byliśmy zaproszeni do Przyjaciół na Sylwestra w kameralnym gronie, upiekłam ciasto. Na miejscu okazało się, że ciasto smakuje rewelacyjnie, ale jest tak rzadkie, że nie da się go pokroić. Rozlatywało się w rękach. Jednak nie był to duży problem, bo niektórzy jedli to ciasto po prostu łyżeczką, prosto z blachy. I jest jeszcze jedno danie, które do tej pory ani razu mi się nie udało. To kurczak tandoori. Niby banalnie prosty przepis, ale za każdym razem coś jest nie tak jak powinno być. Obiecałam sobie, że kiedyś jeszcze raz spróbuję przygotować tą indyjską potrawę i jeśli znowu nie wyjdzie, to dam sobie z nią spokój.

Pytanie standardowe – skąd bierzesz pomysły, czy czasami ich Ci brakuje?

Pomysły jak na razie mam. Staram się odtwarzać różne potrawy, które jedliśmy z Krzyśkiem podczas naszych podróży: robiłam już gruzińskie chinkali czy chińskiego kurczaka po syczuańsku. Jest jeszcze wiele dań, które jedliśmy w jakimś innym kraju i tak bardzo nam smakowały, że planuję je przygotować. Inspiracją jest dla mnie również cała seria książek Kuchnie Świata. Można w nich znaleźć rewelacyjne przepisy na dania ze wszystkich stron świata. Czasem mam po prostu na coś ochotę i szukam w Internecie przepisu, a potem tworzę swój własny. Tak było np. z tagliatelle nero w sosie borowikowo-truflowym. Szukałam jakiegoś przepisu, ale w każdym który znalazłam, coś mi nie pasowało. Ostatecznie stworzyłam swój własny przepis na to danie. I tak jest z wieloma potrawami: z kilku przepisów biorę trochę, odrobinę dodam od siebie i powstaje coś nowego. Ale najważniejsze: wykorzystuję przepisy, które są w naszej rodzinie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Czasem gotuję coś z jedną lub z drugą Babcią, a czasem tylko wykorzystuję ich przepisy. I chyba to gotowanie z Babciami lubię najbardziej, bo odżywa wtedy mnóstwo wspomnień i smaków z dzieciństwa.

Co radzisz blogerom, którzy nagle stwierdzą, że wszystkie pomysły już zrealizowali i nowych nie mają (pytanie czysto retoryczne, myślę, blogerów bez pomysłów nie ma)

Zdecydowanie jest to pytanie czysto retoryczne! Tak jak piszesz, raczej nie ma blogerów bez pomysłów! Czasem inspiracją do stworzenia jakiejś potrawy będzie warzywo spotkane na targu, czasem jakaś podróż, zdjęcie znalezione w gazecie, czy wpis na innym blogu. Świat jest pełen pomysłów! 

Czy masz jakiś sposób na niespodziewanych gości, jakieś ekspresowe, niezawodne danie?

Nie wiem czy powinnam się do tego tak publicznie przyznawać, ale wolę gdy goście są zapowiedziani. Lubię mieć wcześniej zaplanowane co im podam. Mam tu na myśli gości przez duże G. Oczywiście nie dotyczy to Przyjaciół, którzy wpadają na kawkę czy herbatkę. Zazwyczaj mam w domu jakieś owoce, w piwnicy półkę pełną domowej roboty konfitur, a w lodówce jogurt naturalny. Z tych składników bez problemu da się szybko przygotować jakiś pyszny deser czy koktajl. No i jeszcze gotowe ciasto francuskie – staram się je zawsze mieć pod ręką, bo przy jego pomocy można w mgnieniu oka wyczarować coś na kolację. Takim szybkim przepisem z wykorzystaniem ciasta francuskiego jest np. tarta z porami i pieczarkami, ale możliwości jest wiele, w zależności od tego co mamy w lodówce.

Jakie masz plany na przyszłość, czy zdradzisz nam jakąś małą tajemnicę, czego możemy się u Ciebie w najbliższym czasie spodziewać?


Hmmm… Na pewno jeszcze w maju pojawi się w Krainie rozkoszy podniebienia kaczka po pekińsku. Pierwszy raz jadłam ją właśnie w Pekinie i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że była to jedna z najlepszych potraw jakie jadłam w życiu! Dlatego też postanowiłam spróbować ją przyrządzić, ale to dopiero w drugiej połowie maja. A co poza tym? Zobaczymy co przyniesie życie.

Dziękuję bardzo za miłą rozmowę i życzę Ci, aby Twój blog zawsze był dla Ciebie źródłem satysfakcji :-)

To ja dziękuję za miłą rozmowę i możliwość opowiedzenia kilku słów o sobie. I na forum publicznym jeszcze raz dziękuję Ci za Twój przepis na szybki chlebek, który uratował mój wielkanocny obiad.  

You Might Also Like

7 Komentarzy

  1. Jeszcze raz dziękuję Ci za możliwość powiedzenia kilku słów o sobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma za co, ja również dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  2. Ciekawy pomysł z tym wywiadem :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wywiad i pomysł z tym konkursem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, wywiad ciszył się zainteresowaniem i w przyszłości będę od czasu do czasu organizować podobne konkursy z nagrodą w postaci wywiadu, zachęcam już teraz do wzięcia udziału :-)

      Usuń