bez glutenu

Kwiaty dzikiego bzu, truskawki, piwonie...

6/15/2019

Czy wiecie, ile czasu minęło od mojego ostatniego wpisu? Pierwszy raz od ponad pół roku (!) kliknęłam dziś na „nowy post“. Przerwa od blogowania dobrze mi zrobiła i myślę, że w takiej formie, jak do mojego poprzedniego wpisu, z taką regularnością i zaangażowaniem już tu nie wrócę.
Nie gonię za liczbą polubień, fanów i czytelników. Jeśli coś napiszę, sfotografuję, nagram, to tylko i wyłącznie z głębokiej ochoty. Blog dał mi bardzo wiele, pomógł mi sprecyzować moje cele zawodowe i zmienił moje nastawienie do wielu spraw. Nie tylko pomógł mi odkryć nowe smaki, zdecydować się na weganizm, rozwijać się kreatywnie, ale dodał mi również odwagi i wiary w siebie. Dzięki niemu przekonałam się, że można wziąć sprawy w swoje ręce, można wyjść do ludzi z tym, co ma się do zaoferowania, a znajdą się odbiorcy i docenią trud. Zauważyłam, że nie ma momentu, w którym jesteśmy perfekcyjni, gotowi do osiągnięcia sukcesu. Tak naprawdę, zawsze jest się jakimś etapie. Zebrane doświadczenie jest może nieco większe od początkujących blogerów, ale z drugiej strony ma się przed sobą całą masę niedoścignionych geniuszy. Ważne jest, aby zaakceptować to, co i jak się robi, podziwiać innych, uczyć się od nich, ale nie zazdrościć. Oni na to zapracowali. Zaczynali od pierwszego posta i doszli do pewnego etapu. Każdy może pójść w ich ślady i coś zbudować. Z całą pewnością warto. Blog dla większości z nas nie jest finansowo lukratywny, wkłada się w niego niesamowitą ilość pracy i jeśli od czasu do czasu wpadnie coś do portfela za wpis sponsorowany, jest to zaledwie mała kropelka, z której nie da się żyć. Są oczywiście osoby, które osiągnęły ogromny sukces, zarabiają dużo, ale też ciężko na to pracują. Nie da się porównać tego z normalną pracą, aby wiele osiągnąć i nie da się robić tego „po godzinach“. To praca non-stop. Ważniejsza jednak od pieniędzy jest motywacja. Nie znam lepszego sposobu na osiągnięcie życiowego celu niż blogowanie. Komentarze i reakcje czytelników dają nam poczucie, że jesteśmy na dobrej drodze i dodają nam skrzydeł.
Jeśli nie prowadzicie jeszcze bloga, zacznijcie najlepiej już dziś. Piszcie o Waszej pasji, o tym, co was nurtuje.
Wszystko zaczyna się od pierwszego posta :-)

P.S.
Jakie są Wasze ulubione kwiaty? Dla są to zdecydowanie piwonie, nigdy nie uświadomiłabym sobie tego, gdyby nie blog!


© Mariola Streim
© Mariola Streim
© Mariola Streim
kilka kwiatostanów dzikiego bzu
kilka świeżych truskawek
3 łyżki mąki z quinoi
3 łyżki mąki kokosowej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
200 ml mleczka kokosowego
cukier do posypania
olej do smażenia

Kwiaty należy zbierać w miejscu oddalonym od ulicy i ostrożnie umieścić je w koszyczku (nie w plastikowej torbie). Przed przygotowaniem placków poczekać aż ewentualne robaczki się z nich wyprowadzą. Nie należy ich płukać ani otrzepywać, gdyż cenny pyłek kwiatowy zawiera pyszny aromat.

Ciasto przygotować z mieszanki mąk i mleczka kokosowego. Powinno być gęste, w zależności od potrzeby można dodać nieco więcej mąki lub dolać nieco wody. Mąki można zastąpić innymi, ważne jest tylko aby ciasto miało odpowiednią gęstość.
Zanurzać kwiatostany w cieście i smażyć powoli, najlepiej na głębokim tłuszczu. Podawać z cukrem, świeżymi truskawkami i miętą.
PYCHA!




You Might Also Like

6 Komentarzy

  1. Co roku robię kwiatostany bzu, pycha :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ prawdziwe słowa! Odbieram blogowanie podobnie, ja nie mam postów sponsorowanych... nie po to mam bloga. Są tacy, którzy sugerują pisanie pod czytelnika, ale mówię stanowcze NIE. Piszę o tym co dla mnie ważne, a nie po to żeby zdobyć poklask. Pewnie, że fajnie byłoby żeby ktoś czasem poczytał co mam do powiedzenia, ale to dla mnie nie jest najistotniejsze. Będę pisała bo to zwyczajnie lubię, dodatkowo pisanie pomaga mi rozumieć siebie... taka trochę "autoterapia" :) Pozdrawiam wegańsko... od wczoraj co prawda ale jednak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, odwiedziłam Twojego bloga i... dziwne, ale właśnie dziś potrzebowałam spotkać taką osobę jak Ty. Choć tylko wirtualnie, ale jednak. Okazuje się, że są też inni buntownicy na tym świecie. Tak trzymaj! Mam nadzieję, że zostaniesz weganką na dłużej, to też rodzaj buntu, pozdrawiam :-)

      Usuń
    2. Oooo jak miło :) Tym buntownikom to łatwo nie jest na świecie ;) A co do weganizmu, tym razem nie odpuszczę! Teraz to drugie podejście, pierwsze chyba psychicznie nie byłam gotowa, wegetarianką za to byłam dwa lata i świetnie się czułam... chwila słabości i przepadło. Teraz nie odpuszczę! Niech moc będzie z nami!

      Usuń
    3. Masz rację, łatwo to nie jest, ale jakże nudno byłoby bez buntowników na świecie :-) Jeśli chodzi o weganizm, moim czytelnikom radzę nie być zbyt surowym w stosunku do samego siebie, dać sobie sporo czasu i pozwolić na fazę przejściową. Rezygnacja z niektórych produktów krok po kroku jest o wiele łatwiejsza niż wprowadzenie rygorystycznej diety z dnia na dzień. Pozwala to uniknąć napadów frustracji, a z czasem ochota na spożywanie produktów odzwierzęcych odejdzie automatycznie. Nasza świadomość i nasze ciało potrzebują nieco czasu, warto o tym pamiętać. Nie liczy się to, czy jesteśmy wzorowymi weganami, liczy się każde niezjedzone jajko, każdy niewypity litr mleka i każdy niezjedzony kawałek mięsa. Powodzenia!

      Usuń
  3. Ostatnio też robiłam, ale skorzystałam z mąki z cieciorki zamiast quinoi i dodałam jajka. Wyszły pyszne i zadziwiły smakiem rzeszę małoletnich.

    OdpowiedzUsuń